FORUM MIŁOŚNIKÓW PISMA ŚWIĘTEGO Strona Główna FORUM MIŁOŚNIKÓW PISMA ŚWIĘTEGO
TWOJE SŁOWO JEST PRAWDĄ (JANA 17:17)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
EDK
Autor Wiadomość
Iwona
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 81367/88443
 92%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2015-04-03, 15:33   EDK

Przepraszam, że piszę tak późno o tym.
Pierwszy raz byłam na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Bardzo chciałam coś takiego przeżyć. EDK to ekstremalna droga krzyżowa. Trasy są różne i w różnych miastach. Jakby ktoś chciał sprawdzić czy w jego mieście jest organizowana i się zapisać to można wejść na stronę edk.org.pl . Są trasy różnej długości. Można też stworzyć własną drogę krzyżową. Co roku liczba tras powiększa się. Ja wybrałam drogę z Warszawy Mokotów do Góry Kalwarii. Opowiem jak to było. Droga krzyżowa rozpoczynała się w kościele księży salwatorianów. Ulica Olimpijska, to jest dość blisko słynnej ul. Woronicza, na której jest siedziba TVP. O godz 20:00 była Msza Święta rozpoczynająca, ale przed Mszą Świętą jeszcze można było się zapisać no i dostawało się taki zestaw, w którym była książka z rozważaniami stacji drogi krzyżowej, dokładny opis trasy (gdzie skręcamy itd.), numery telefonów do organizatora i do medycznych (jakby się ktoś zgubił lub potrzebował pomocy medycznej) i taki znaczek odblaskowy. Co trzeba było mieć niezbędnie? Termos z gorącą herbatą, lampkę, kamizelkę odblaskową (z nią zawsze bezpieczniej), jedzenie. Oczywiście trzeba było się ciepło ubrać, mieć wygodne buty. Po Mszy Świętej w ogłoszeniach nam jeszcze powiedzieli ważne rzeczy. Po 21:00 wyszliśmy. Szliśmy początkowo w małych grupkach (do 10 osób w grupie choć później i tak szliśmy nie raz sami, a ogólnie było nas do 100 osób tak na oko). Mieliśmy ze sobą krzyże. Były dwie trasy: 44 km i 50 km. Ja wybrałam 44 km choć i tak zrobiłam więcej. Dlaczego? Za chwilę opowiem. Na początku każdy kto np. brał leki czy miał zdrowotne problemy zgłaszał się do służb medycznych. Oni tam spisywali różne osoby. Ja mam częstoskurcze nadkomorowe (dwa razy w miesiącu średnio) więc biorę leki i musiałam to podać. Gdy wyszliśmy było bardzo spokojnie. Pierwsza stacja drogi krzyżowej była przy kościele ojców franciszkanów. Było to 2 km od wejścia. Ogólnie to rozważania stacji drogi krzyżowej były bardzo „męskie”, ale każdy mógł się w nich dobrze odnaleźć. Bardzo ciekawe były bo w książkach naszych spisali je uczestnicy drogi krzyżowej z poprzednich edycji. A na końcu rozważań krótka modlitwa. Stacja druga była km dalej. Bardzo do mnie trafiało świadectwo takiego pana, który był z zawodu chirurgiem. Opisywał on jak to jest z tymi krzyżami w życiu. A on jako chirurg miał ich wiele. Zwłaszcza gdy po operacji pacjenta przychodziły różne powikłania. I wtedy zadawał sobie pytanie co złego zrobił choć czasem tak bywa. Jeden organizm dobrze wszystko znosi, a drugi jest troszkę słabszy i nic na to się nie poradzi czasem. Droga do trzeciej stacji się nam wydłużała. Ogólnie miała ona długość 4,5 km. Stacja była przy sanktuarium na Siekierkach warszawskich (kto z Warszawy lub okolic to doskonale zna to miejsce). Tam mieliśmy dłuższy postój. Jakieś 10 minut odpoczynku. No i znów wyruszyliśmy. Później troszkę szliśmy do mostu Szliśmy mostem siekierkowskim. Później zeszliśmy z niego na Wał Miedzeszyński. Wałem trochę szliśmy, a później zeszliśmy z niego (gdzieś niedaleko przystanku Bronowska). Na dole wału była stacja czwarta. Trasa do niej wynosiła niecałe 4 km. I od tej stacji zaczęły się prawdziwe schodki i ekstremalność. Zeszliśmy do jakiegoś lasu czy parku nabrzeżnego (sama nie wiem co to było bo było ciemno) no szliśmy dróżkami leśnymi. Były bardzo wąskie, kamienne z kamieniami. Miejscami nawet było błoto. Od tej chwili każdy chodził za światłem latarki osoby, która szła przed nami. Nic nie było widać. Trzeba było uważać by się nie potknąć o jakiś kamień czy odstający konar drzewa. Wreszcie było takie miejsce gdzie było ogromnie dużo piachu. Tam był taki dół z piachem wypełniony na (3-4 m). Przeszliśmy przez niego. Idę za dziewczyną przede mną jeszcze jakieś 2 km. Miała na imię Iza. Po dwóch kilometrach Iza się zatrzymała i mówi: zgubiłyśmy się. Ja zdziwiona taka, ale ona powiedziała, że światła latarki straciła z oczu, nikt nie idzie ani za nami ani przed nami. No tak, jest 23:00. Jesteśmy w jakimś lesie (nie wiadomo gdzie nawet). Popatrzyłyśmy na te kartki z rozpisaną trasą. Okazało się, że źle poszłyśmy przy tym piachu. Bo powinnyśmy skręcić w lewo i tam niedaleko byłaby stacja piąta, a my poszłyśmy prosto. Tylko, że obie nie widziałyśmy żadnego skrzyżowania tam. Później zaczęłyśmy myśleć jakby tu iść. Nie opłacało się już do tego piachu wracać bo i tak byśmy ich nie dogoniły. Szłyśmy jeszcze trochę na wprost. Po jakimś czasie zobaczyłyśmy światła miejskie. Myślałyśmy, że to światła pewnego podwarszawskiego miasta, ale się okazało później, że to jeszcze Warszawa. Idziemy tak z Izą. Nie wiadomo gdzie. Szłyśmy w kierunku świateł. Nagle było przed nami skrzyżowanie dróżek. I jak iść? W prawo, w lewo czy prosto? Poszłyśmy prosto. Wyszłyśmy z tego lasu. Była dróżka. Naokoło nas były jakieś dziwne chwasty czy coś (nie wiem co to było) wysokie na około metr. Okazało się, że dróżka była ślepa bo prowadziła do jakiegoś ogromnego drzewa z krzakami. Zawróciłyśmy, później na tym skrzyżowaniu obrałyśmy inny kierunek, który okazał się dobry. Szłyśmy ciągle w stronę miejskich świateł. I tak znów znalazłyśmy się na Wale Miedzeszyńskim. Ale nie potrafiłyśmy określić swojego położenia. Szłyśmy ciągle prosto wałem. Iza już miała dość. Mówiła, wsiadam w autobus i jadę do domu, ale ja ją uspokajałam. Mówiłam: „jak rozpoczęłyśmy tą drogę krzyżową to idziemy do końca”. Choć tak naprawdę to my szłyśmy teraz własną drogą. Po prawej stronie miałyśmy ciągle Wisłę i ten las. Wał nam się ciągle wydłużał. Po jakimś czasie gdy spojrzałyśmy w stronę lasu zobaczyłyśmy światła latarek. To nasi szli ale my byśmy nie dały rady do nich dołączyć bo po pierwsze z wału już zejścia nie było widać żadnego, a po drugie jakby nawet było to przez te dróżki i ta nie dałoby się do nich dotrzeć. Więc nam pozostało iść prosto. Po jakimś czasie zobaczyłyśmy znaczek McDonald w oddali. Pomyślałyśmy, no fajnie nareszcie jakiś punkt, nareszcie się dowiemy gdzie jesteśmy. Do tego McDonald szło się naprawdę długo. W przerwie zrobiłyśmy same piątą stację drogi krzyżowej, czyli tą co oni zrobili w lesie zaraz za piachem. Doszłyśmy do McDonald. Nocą tam jest McDrive, czyli dla kierowców. Podeszłyśmy, zapukałyśmy do okienka. Zapytałyśmy panią, która tam była o to jak dojść do Góry Kalwarii. A ona na to: „Do Góry Kalwarii to najlepiej wsiąść w autobus i jechać”. Odpowiedziałyśmy: „ale my idziemy ekstremalnie. Taka nocna wyprawa. Wyruszyłyśmy z Warszawy Mokotów i mamy iść tam. Tylko, że my się odłączyłyśmy od grupy i nawet nie wiemy gdzie jesteśmy.” Jak spojrzałyśmy na plan to jedyna nazwa normalnej ulicy, która tam się pojawiła to ulica Ogórkowa. Tylko, że nie wiedziałyśmy czy to ma być jedna z warszawskich ulic czy z jakichś miejscowości pod Warszawą, przez które mieliśmy przechodzić. Pani zawołała jednego pana, który posiadał nawigację. Przyszła też druga pani w okularach i razem oni starali się nam wskazać drogę. Przy czym radzili nam bardziej wsiąść w autobus i jechać. Ale powiedziałyśmy, że idziemy ekstremalną drogą krzyżową i nie będziemy żadnym autobusem jechać. W końcu doradzono nam dojść do najbliższego ronda i iść w prawo bo ich zdaniem ta droga prędzej czy później zaprowadziłaby nas do celu. Tak zrobiłyśmy. Przeszłyśmy przez rondo. Dalej zauważyłyśmy jakiś przydrożny krzyż więc przy nim zrobiłyśmy szóstą stację drogi krzyżowej. Gdy się pomodliłyśmy to Iza chciała usiąść, więc na chwilę podeszłyśmy na przystanek. Iza powiedziała mi: „ja już nie dam rady. Krzyż drewniany, który niosę oddaję Tobie. Ja jadę do domu.” Ja jej powiedziałam: „pamiętasz co ksiądz mówił na kazaniu na Mszy Świętej przed wyjściem? On mówił: gdy będziesz w najbardziej kryzysowej sytuacji, będziesz myślał po co ja to robię, po co idę to nie poddawaj się, bo idziesz siłą Bożą; Bóg cię prowadzi i dodaje ci siły, szczególnie w tych najtrudniejszych momentach”. Ja jeszcze siłę miałam i bym jeszcze szła. Udało mi się przekonać Izę byśmy jeszcze poszły dalej. Idąc opatrzyłam na te materiały co miałam w plecaku i nagle rzucił mi się napis: „w sytuacjach wymagających kontaktu z organizatorem (np. zgubienie się) należy dzwonić pod numer……” I tam był podany numer telefonu. Powiedziałam: „Iza damy radę. Dzwonimy do organizatora”. Zadzwoniłyśmy. Iza wytłumaczyła księdzu organizatorowi gdzie jesteśmy. Ten kazał poczekać jakieś trzy minuty w tym miejscu. I tak zrobiłyśmy. Podjechał samochód, w którym było dwóch panów z ekipy organizacyjnej. Jeden pan wysiadł i powiedział: „Słuchajcie, idziecie na najbliższym skrzyżowaniu prosto, a później skręcacie w prawo. Tam będzie ulica Ogórkowa. Idziecie nią do końca”. Poszliśmy do tej ulicy. Tam zobaczyłyśmy ambulans z naszymi medykami, a chwilę dalej jakieś dwadzieścia osób z naszej drogi krzyżowej z latarkami. Już myślałyśmy, że nie dojdziemy, ale dałyśmy radę. Po chwili oni się zatrzymali na szóstą stację drogi krzyżowej. Była w pobliżu jakiegoś parkingu. My już tą stację zrobiłyśmy wcześniej przy tamtym krzyżu, więc sobie trochę dłużej odpoczęłyśmy. Oni też postój zrobili. Ogólnie to uczestnicy drogi krzyżowej się rozłączyli. Niektórzy się zgubili też jak my, ale dzięki pomocy organizatorów wrócili na trasę bezpiecznie. Ulica Ogórkowa zaprowadziła nas znowu w las. Trzeba było bardzo uważać. Ja szłam takim średnim tempem. Troszkę dalej za mną szła Iza, a za nią jeszcze z jakieś dziesięć osób lub więcej. Zależało mi na tym by Iza nie straciła z oczu mojej latarki, więc gdy była zbyt daleko ja się zatrzymywałam i znów szłam gdy tylko się trochę zbliżyła do mnie. Przez to po jakimś czasie ja straciłam z oczu tych, którzy byli przede mną. Każdy szedł swoim tempem. Ścieżki były wąskie. Raczej nie było możliwe byśmy chodzili bardzo blisko siebie. Poczułam co to znaczy odpowiedzialność. Kiedy źle skręcę to wprowadzę w prowadzącą do nikąd ścieżkę również te osoby za mną. Na szczęście co jakiś czas widziałam światełka latarek a jak już widziałam w oddali kamizelki odblaskowe to już się cieszyłam. Trzeba było mocno trzymać się tej rozpisanej trasy, którą mieliśmy. Ale tam też nie wszystko jasne było czasem. Przykładowo: „dochodzimy do skrzyżowania blisko którego stoi drzewo z rozchyloną w prawo dużą gałęzią. Na tym skrzyżowaniu skręcamy w lewo.” – jesteśmy w lesie i jak tu o drugiej w nocy dostrzec to konkretne drzewo. Albo „dochodzimy do skrzyżowania w otoczeniu starych drzew” – no cóż… Jesteśmy w lesie przecież. Choć w tym ostatnim przypadku napisali na szczęście, że skręcamy w konkretną ulicę. Od czasu do czasu mijaliśmy tabliczki, które mówiły, że znajdujemy się na terenie rezerwatu przyrody. W lesie byliśmy do stacji IX. Później to już było widno choć bardzo zimno. Około 5:00 rano. Tu takie było uczucie. Wyszłam na jakąś łąkę, byłam kompletnie sama. Nikt nie szedł ani przede mną ani za mną bo wszyscy albo gdzieś przede mną trochę dalej albo w tyle. Sama z Jezusem, z rozważaniami. To nawet sporo mi dało, taka modlitwa w ciszy. Zgubić się też można było, zwłaszcza jak się przeoczyło coś. Doszłam do jakiejś małej podwarszawskiej miejscowości. Tam przy jednej z kapliczek przydrożnych stacja 10. Po tej stacji miałam pewien kryzys. Jak się minęło tą miejscowość (ona nazywała się Józefów) to weszliśmy na wał przeciwpowodziowy. Wał się ciągnął i ciągnął. Nie było widać końca. Trzy następne stacje były właśnie na wale. Już nawet się zastanawiałam czy ja dobrze idę. Zadzwoniłam do organizatora, powiedziałam gdzie jestem bo nie wiedziałam czy dobrze idę. On powiedział, że tak i mam do końca tego wału iść. Tylko, że do końca tego wału było jeszcze jakieś 10 km. I wtedy miałam ten kryzys. Zastanawiałam się po co ja to robię, po co idę. Chciało mi się spać, było zimno, nogi bolały, ale wtedy wspomniałam na słowa księdza z kazania: „nie idziesz swoją mocą, ale mocą Chrystusa”. No i słowa św. Pawła: „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. To mnie podnosiło na duchu. Później dołączyłam do jakiejś grupy i szłam z nimi przez ten wał. Po jakimś czasie dostałam ataku tętna więc musiałam chwilę stanąć. Jeden chłopak stwierdził, że trzeba wezwać medycznych, ale pomyślałam, że gdy tak będzie to będę musiała kończyć tą Drogę Krzyżową. Nie po to tyle szłam i się modliłam żeby po dziesiątej stacji zakończyć. Stacja XI i XII były przy takich tablicach z numerami kilometrów wału (stacja Xi – 486 i stacja XII – 480). Po stacji dwunastej szłam już z takimi jednym panem do końca. Pisało na tym opisie trasy, że stacja XIII ma być przy moście kolejowym. Tylko przez długi czas żadnego mostu nie było widać. Dopiero po jakimś czasie w oddali go zauważyliśmy. Później za mostem kolejowym weszliśmy na most samochodowy. I na ten most weszliśmy (wał nareszcie mieliśmy za sobą po tylu km). Jak się jest zmęczonym bardzo to dziwnie się przez taki most przechodzi. Miałam wrażenie, że wszystko się trzęsie, że mogę spaść do Wisły. To ze zmęczenia. Doszliśmy na miejsce, a miasteczko było na takiej górze położone. Dochodzimy na miejsce a tam schody 200 lub 300 metrów pod górę. Myślę sobie: „nie dam rady tymi schodami wejść na górę, za duże zmęczenie”. No, ale jakoś schody pokonaliśmy (choć to było trudne). No i jak zaszliśmy to tam było sanktuarium z klasztorem księży Marianów. Tam stacja XIV. Pomodliłam się i wróciłam autobusem do Warszawy. Tak naprawdę to dużo mi to dało. Nauczyłam się bardziej przezwyciężać własne słabości. Ciągle w trakcie całej tej Drogi Krzyżowej towarzyszyła mi myśl: „Wybieram pójście za Chrystusem. Cokolwiek by się działo to zawsze z Nim iść i za Nim. Może nie zawsze będzie łatwo, być może będę trudności, chwile upadków. Ważne by umieść się podnosić z nich i iść za Nim dalej i za Jego krzyżem.”
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
BannerFans.com
BannerFans.com
BannerFans.com
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 13