FORUM MIŁOŚNIKÓW PISMA ŚWIĘTEGO Strona Główna FORUM MIŁOŚNIKÓW PISMA ŚWIĘTEGO
TWOJE SŁOWO JEST PRAWDĄ (JANA 17:17)

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Czy JEHOWAH jest obojętny wobec tych, którzy chcą Mu służyć?
Autor Wiadomość
Serdunio
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-03-17, 21:03   

Benjamin.Szot napisał/a:
Każdy dla którego sprawy duchowe są najważniejsze będzie się patrzył na to nieco głębiej.


Tak ważne że Jest,ważne że wiemy że dla tych którzy Go miłują robi wszystko co dla nich uważa za najlepsze i słuszne w danym momencie.My mamy Mu całkowicie ufać zarówno w szczęściu jak i nieszczęściu.Duch "utrwala w nas"przekonanie że Bóg jest miłością i tego nawet w ciężkich chwilach powinniśmy się "trzymać".To całkowite zaufanie jest wspaniałym świadectwem wiary.
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-03-18, 06:57   

Doświadczenie opisane z książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str. 63 - 69. Wspomnienia Jana Stawickiego - Adelin :

" Wychowany byłem w domu jako rzymsko-katolik i to bardzo gorliwy, nie z metryki, lecz z praktyki. Ale wcale to nie przeszkadzało mi, ani memu sumieniu, abym ( pracowałem wówczas fizycznie w Westfalii ) został wcielony w roku 1915 do armii pruskiej, w której byłem aż do roku 1918, czyli do końca wojny. Później zostałem pobudzony przez księdza Ludwiczaka z Ostrzeszowic ( tam wówczas mieszkałem), aby udać się jako ochotnik do armii polskiej, w której pozostawałem aż do roku 1922. W armii duchowieństwo bardzo pobudzało do bicia i zabijania. Święcono wszelkiego rodzaju broń służącą do zabijania bliźnich. Jednym z takich haseł były : " Kto na wojnie zginie, tego niebo nie minie ", " Rżnij Walenty ! Bóg się rodzi ".
Dla mnie gorliwego katolika stanowiło to podstawę do rozważań - jak to pogodzić z miłością do Boga i do bliźnich ? "

( po poznaniu Biblii - str. 64 - 65 ) " W dniu 1 września 1927 roku udaliśmy się do miejscowości Mikoszyn, pow. Kępno na odbywający się tam odpust pod wezwaniem św. Idziego. Chcieliśmy porozpowszechniać traktaty pt. Głos do potęg świata i Kler obwiniony. Stanęliśmy koło kościoła, ja z jednej strony, a brat Janicki z drugiej strony, aby wręczać ludziom wychodzącym z kościoła te traktaty. Szybko została powiadomiona policja i oczywiście kler. Zostaliśmy przez dwóch policjantów zabrani z naszego postoju do sołectwa, aby tam spisać protokół. Na podwórzu, u sołtysa, stała cała zgraja ludzi z odpustu. Ciekawi byli widzieć tych "heretyków". Tak zostaliśmy nazwani przez księdza. Protokół był spisywany przez dwie godziny i nie został dokończony. Oto między innymi niektóre pytania i odpowiedzi :
1. " W jakim celu wyście tutaj przyszli ? " - " Aby wydać świadectwo prawdzie " .
2. " Co was do tego spowodowało ? " - " Miłość do Boga i bliźniego " .
3. " Jaką zapłatę dostajecie ? " - " Sześćdziesiąt minut na godzinę i wolne światło w dzień " .
Policjanci byli bardzo zdenerwowani, bo nie wiedzieli, jak pisać. Od księdza wiedzieli, że służymy za dolary. Protokół nie został zakończony, a nas zamknięto w oborze. W nocy, o godz. 22.00 zostaliśmy zaprowadzeni przez policjantów na posterunek i stamtąd - rano - szliśmy pieszo do Kępna, do więzienia. Noc przebywaliśmy w więzieniu. Strażnik więzienny był bardzo dla nas przychylny. Rano następnego dnia zostaliśmy zaprowadzeni do sądu na przesłuchanie z tymi traktatami. Po godzinnym przesłuchaniu zostaliśmy zwolnieni. Z chwilą wyjścia postanowiliśmy te traktaty rozdać w Kępnie, ale zaraz zostaliśmy zawołani z ulicy z powrotem i wszystkie traktaty nam odebrano. Znów musieliśmy wracać pieszo do Ostrzeszowa, odległego od Kępna o 17 km. O tym zajściu zawiadomiłem nasze biuro mieszczące się wówczas w Warszawie. W wyniku tego otrzymałem zaświadczenie z dnia 10 IX 1927 r. upoważniające mnie do legalnego głoszenia. To było moje pierwsze doświadczenie na terenach polskich. Nasze biuro interweniowało w sądzie w Kępnie i otrzymałem z powrotem całą literaturę. Za to wszystko zostałem zwolniony z pracy na kolei. "
" Na skutek podburzenia przez kler spalono w dniu 1 XI 1927 r., zabudowania kuzynce, u której mieszkałem. Kuzynka była katoliczką. Ksiądz ogłosił na ambonie, że to się spaliło dlatego, że trzymała heretyka pod swoim dachem. Przez to zajście kuzynka była moją wielką przeciwniczką i musiałem się od niej wyprowadzić. "

( str. 65 - 66 ) " Po opracowaniu Kalisza ruszyliśmy opracować Turek i Koło. Pracowaliśmy tak, aż do kwietnia 1928 r. do konwencji w Łodzi, którą prowadził brat Scheider. Na tej konwencji miałem przywilej przemawiać publicznie, dzieląc się doświadczeniami z pracy kolporterskiej. /.../ Chciałbym oddzielnie poświęcić miejsce sprawie noclegów i wyżywienia. Pracując w mieście nocleg wynajmowaliśmy na kilka dni. Pieniądze mieliśmy z rabatu jaki otrzymywaliśmy z rozpowszechnionej literatury. Na wsiach chodziliśmy do sołtysa po kartkę i z tą kartką wydaną przez niego szliśmy na nocleg do gospodarza. Piszę w liczbie mnogiej, chociaż w tym czasie pracowałem sam. Na wsiach w ogóle nigdy nie było noclegu w łóżku z pierzyną, lecz najczęściej na słomie, na podłodze, pod szmatami. Nieraz przypadło spać w stodole i w oborze. Często na wsiach dawałem za posiłek u ludzi naszą literaturę. Z tych terenów opiszę jedno doświadczenie.

Pracowałem od domu do domu w Podzamczu, gdzie zostałem zatrzymany przez policję powiadomioną przez księdza. Po wylegitymowaniu puszczono mnie, ale ostrzeżono, bym opuścił teren, gdyż mogę się spotkać z nieprzyjemnościami. Pozostało mi kilka domów i postanowiłem je opracować. Wszedłem m.in do handlarza zbożem i mąką. Po wydaniu mu świadectwa oznajmił, że szuka mnie policja. Kiedy mu powiedziałem, że stamtąd wyszedłem, po zamienieniu kilku słów wpadł we wściekłość. Wciągnął mnie zza swego biurka do magazynu z mąką i obsypał mnie. Zaczął bić kijem, ja natomiast chowając głowę, starałem się wyjść z tego pomieszczenia, aby udać się po moją walizkę oraz płaszcz, znajdujące się w sklepie spożywczym. Przez ten hałas i krzyk zbiegło się dużo ludzi, i zjawiło się dwóch policjantów, u których przed chwilą byłem. Ten handlarz w obecności tych policjantów, napluł mi jeszcze w twarz.
Policja rozpędziła tłum ludzi, mnie doprowadzono do pompy, abym mógł się obmyć z krwi, i wyprowadzono mnie poza Podzamcze. Stamtąd udałem się pieszo do wioski Świba odległej o 7 km od Podzamcza. Dotarłem pieszo późnym wieczorem. Nie miałem noclegu. Poszedłem do sołtysa, który dał mi kartkę na nocleg. Właściciel domu umieścił mnie w oborze, klatce pustej pomiędzy świniami. Oczywiście zamknął oborę na kłódkę i obudził mnie rano. Była to noc po pobiciu, bardzo ciężka i bolesna dla mnie.
Po tym zajściu nie mogąc dalej pracować wróciłem do Ostrzeszowa. Po przyjeździe do Ostrzeszowa powiadomiłem biuro. Poradzono mi, aby udać się do adwokata. Żaden jednak adwokat nie chciał tej sprawy prowadzić ! Obawiali się szykan kleru.
Ponadto handlarz wytoczył mi na podstawie zeznań fałszywych świadków proces, w którym zarzucał mi, że go napadłem i ubliżałem religii rzymsko-katolickiej. Skazany zostałem wyrokiem na 50 zł grzywny i 5 zł kosztów sądowych. " /.../ W tym czasie ożeniłem się ( 28 lutego 1931 r. ) jako trzydziestopięcioletni mężczyzna. Niedługo po tym zostałem zabrany przez policję i przesiedziałem dwadzieścia dwa dni w więzieniu, w Ostrowie Wlkp., i ponownie wytoczono mi sprawę odnośnie tego handlarza.
Wyrokiem sądu skazany zostałem na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć lat oraz grzywnę - 55 zł. Rozpocząłem swoja obronę przez odwołanie się do Ministra Sprawiedliwości i Prezydenta Rz. Pol., w wyniku czego umorzono dnia 26 X 1931 r.grzywnę w wys. 55 zł. "

( str. 67 - 68 ) " Było to około 1936 r. Przez to często mnie w domu nie było, powstawały nie tylko trudności ze strony świata, ale i w rodzinie. Ciężko je było znosić, ale zawsze ufałem Jehowie, a radami w znoszeniu tych trudności służył mi brat Scheider. "/.../ Nadszedł rok 1939, a z nim zawierucha II wojny światowej. /.../ W roku 1942 przeprowadzono u mnie rewizję. Przeprowadził ją komendant posterunku z Listkowa i jeszcze jeden żandarm. Komendant w czasie rewizji powiedział mi, że mieszkając w Berlinie miał sąsiada Bibelforschera ( Badacza ), z którego był zadowolony. Szukając w szafie znalazł w marynarce " Strażnicę " odbitą na powielaczu, ale do tego drugiego powiedział, że rewizja była ściśle przeprowadzona, ale nic nie znaleziono. " Strażnicy " tej nie zabrał, lecz Biblię i kilka broszur. Po ok. siedmiu dniach od tej rewizji przyjechało gestapo i bez rewizji zostałem aresztowany. Zawieziono mnie do Kalisza. W Kaliszu było już kilku braci aresztowanych, jak brat Nadera, Marucha i inni. Potrzymano nas kilka dni w Kaliszu i następnie transportem zawieziono do Łodzi, do więzienia zwanego Radogoszcz. W Łodzi przy przyjmowaniu pewien gestapowiec powiedział : " Wy wszyscy musicie tu pozdychać jak psy. " Jednak po upływie ok. czternastu dni, ku naszemu zdziwieniu, zabrano nas stamtąd i zaprowadzono do więzienia politycznego przy ul. Sterlinga, z czego cieszyliśmy się bardzo, ponieważ inaczej nas traktowano. Przez traktowanie mam na myśli, że nie spaliśmy na gołym betonie, lecz na podłodze, i był koc do przykrycia. Z tego pobytu pamiętam bardzo smutny obraz potraktowania jednego ze starszych braci - Janasa. Pukał on do drzwi celi, w której było nas około trzydziestu, chciał wyjść, bo miał potrzebę fizjologiczną. Funkcjonariusz zamiast go wypuścić, dał mu kopniaka w brzuch. Brata tego już nigdy nie widziałem. Po moim zwolnieniu dowiedziałem się, że został zamęczony. "

( str. 68 ) " W czasie tych wszystkich prób zawsze miałem na uwadze Psalm 27. Nastał czas wyzwolenia. Rozpoczęły się wycieczki do różnych miejscowości, w których mogłem brać udział. Niektóre też prowadziłem. Sprawiało mi to wielką radość - widzieć nowe twarze. Nie będę opisywał tych szczegółów, gdyż one są w pamięci młodszych braci. Chciałem opisać jedno wydarzenie z wycieczki do Uniejowa. W okolicach Uniejowa urządziliśmy wycieczkę ( w miejscowości Grabiszew ). W czasie tej wycieczki postanowiliśmy opracować Uniejów i okolice. Udaliśmy się kilkoma grupami do opracowania miasta i okolicznych wsi. Jedną z tych grup prowadziłem ja. Gdy miasto było już opracowane, kler urządził bojówkę i wypędził wszystkich za miasto. Z jednej grupy braci i siostry pobito, rowery potłuczono, teczki powydzierano z rąk, a literaturę podarto na strzępy. Jednak wróciliśmy, aby dokończyć pracę. "

( str. 69 ) " Nie wiem , jak długo mi Stwórca pozwoli być na ziemi, aby się cieszyć braćmi. Wiem tylko jedno, że służba w dziele Jehowy, to ustawiczna walka, w której aby odnieść zwycięstwo, bardzo często modlę się do Jehowy, naszego Ojca, stosownie do Psalmu 23. Mam tylko jedno pragnienie : aby mi Jehowa nadal zezwolił patrzeć na to, co prorocy chętnie chcieli widzieć. Mam nadzieję w Panu, a co Go gorąco proszę w modlitwach, żeby dał mi doczekać i wytrwać aż do końca mego życia, tu na ziemi - Psalm 112 : 1 - 10. "

_______________________________________

http://www.biblioteczka.o...grafie-historia
Ostatnio zmieniony przez Benjamin.Szot 2016-03-20, 07:02, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-03-20, 06:51   

Doświadczenie opisane z książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str. 70 -71. Przedstawił Władysław Drabek :

" W roku 1939 wybuchła wojna. W czasie jej trwania praca prowadzona była w konspiracji, a mimo to było bardzo dużo ludzi zainteresowanych, z którymi prowadziło się studia - bardzo ostrożnie. Gdyby bowiem hitlerowcy przyłapali na głoszeniu prawdy o Słowie Bożym od domu do domu, groziłby obóz koncentracyjny, a może i śmierć.
Po wojnie rozpoczęliśmy już głoszenie na terenach bliskich i oddalonych, za pomocą patefonów. Ja jednak zawsze posługiwałem się kazaniem ustnym : większą radość dawało mi to, że mogę mówić własnymi słowami. "

" W roku 1950 zostałem aresztowany, gdyż jako świadek Jehowy odmówiłem podpisania wydanego wówczas przez władze "Apelu pokoju " . Po aresztowaniu wywieźli mnie do Zawiercia na komendę, tam po przesłuchaniu odprowadzono mnie do piwnicy i zamknięto. Piwnica była ciemna i stało się w niej po kolana w wodzie. Pod ścianą leżało drzewo, które służyło za ławę.
Po dwóch dniach wypuszczono kilka osób. Jak się okazało byli to bracia, którzy podobnie jak ja odmówili podpisania " Apelu pokoju " . Siedzieliśmy na drzewie z podkurczonymi nogami, a gdy nas nogi zabolały - to trudno - trzeba było postawić do wody, aby trochę odpoczęły lub brać drugiego brata na kolana, by odpoczął i się przespał, a później na odwrót, brat siedział, a ja na jego kolanach odpoczywałem. Po kilku dniach woda była cuchnąca. Każdemu z nas w wyznaczonym czasie przez strażników podstawiono tzw. kibel dla potrzeb fizjologicznych. Jeżeli ktoś w tym czasie nie mógł załatwić się, musiał uskutecznić swoje potrzeby później - do wody. Jedzenie przez pierwsze dwa tygodnie było marne. Później wywołano mnie do kancelarii i tam dowiedziałem się, że będę sprawował funkcję kucharza. Od tej pory jedzenie było lepsze, bo starałem się dobrze ugotować z tego, co mi tam dano. W Zawierciu przesiedziałem osiem miesięcy. Następnie przewieziono nas do Sosnowca. Tam warunki były nieco lepsze, bo przynajmniej bez tej cuchnącej wody. I tu znów przesiedzieliśmy pięć miesięcy.
Po trzynastu miesiącach wyszliśmy na wolność i prosto od domu do domu. W tak ciężkich warunkach nie zaniedbywaliśmy modlitwy oraz wzajemnego budowania się Słowem Bożym, które utkwiło w naszej pamięci.

Przypomina mi się jedna praca od domu do domu w Pilicy. Długo będę ją pamiętał, bo choć było jeszcze kilka podobnych przypadków, nie były one tak drastyczne jak ten.
Do pracy wyruszyło nas dość dużo osób z różnych miejsc zamieszkania. Po opracowaniu kilku domów dowiedziałem się, że muszę już kończyć głoszenie, bo cała wieś podburzona przez księdza ruszyła przeciwko nam. Zabarykadowano główną drogę wozami, drabinami, drzewem, wszystkim czym można było i utworzono tzw. kocioł. Wyszedłem wtedy z budynku bocznego, który był wysunięty bardziej w pole. Mogłem więc ujść tego wszystkiego, co się działo tam w tym kotle. Bracia wyszli bardzo pobici, wielu z nich miało wybite zęby. Siostry wyszły w podartych bluzkach, spódnicach i sukniach.
Po ucieczce z Pilicy znaleźliśmy się w innej wsi. Każdy kto jeszcze jako tako wyglądał, zaczynał głoszenie od domu do domu od początku, nie zrażony doznaną krzywdą. Po pracy z bratem Stupakiem ruszyliśmy do domu 32 km piechotą. W Zawierciu brat Stupak już nie miał siły iść dalej. Został u jednej siostry. Była to nawet jego cielesna rodzina ; musiał odpocząć, ja zaś ruszyłem sam do domu. W domu czekała na mnie żona nastawiona wrogo do moich poczynań w dziele głoszenia.
Takich przygód podobnych do tej, było bardzo dużo… " .

Czym był tzw. " Apel Pokoju " 16 kwietnia 1950 r. :

http://nowahistoria.inter...d-a,nId,1409361

Doświadczenie opisane z książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str. 73 - 80. Opowiada Jan Pieniewski - Ostrów Wielkopolski :

( str. 74 - 75 ) " Rok 1930 był bardzo ciężki. Wkradli się bowiem do zborów Wolni Badacze i powstało wielkie rozerwanie. Prawie połowa braci odeszła do Wolnych. Od tego czasu praca była utrudniona. Jak się tylko dowiedzieli o zainteresowanych, to uderzali tam całą siłą. Rzucali też na nas oszczerstwa. Nasz sługa zboru zaczął się odtąd chwiać. Razem z nim trzech innych braci. W krótkim czasie odłączyli się i utworzyli zbór Wolnych Badaczy. Byli to : Zabuda, Zielińsk, Kosiak, Miller i wielu innych zainteresowanych. Jednak córka Zabudy pozostała z nami. Rozpoczęła aktywnie współpracować z nami w dziele Pańskim. Dlaczego Zabuda i drudzy odeszli ze zboru ? Zauważyliśmy na każdym zebraniu, które się odbywało u Zabudy lub Zielińskiego, że palił fajki. Gdy im zwracałem uwagę, że to nie jest zgodne z Biblią, to Zabuda powiedział, że gdy pali fajkę, to żołądek myśli, że się chleb piecze. "

( str. 75 ) " W naszej miejscowości rozpoczęli budować kościół katolicki. Na każdego kto nie był wypisany z kościoła, nakładano podatek, co też i mi uczyniono. Podałem więc sprawę do sądu. Po paru tygodniach otrzymałem wezwanie. W sądzie było dwóch panów, którzy mnie przesłuchiwali. Prowadziłem z nimi dyskusję na tematy religijne. Wykazywali, że kościół dużo dobrego dla Polski uczynił. Zapytałem się, ile szkody wyrządził dla Polski i polskiego narodu : " Kto był przyczyną pierwszego rozbioru Polski, drugiego i trzeciego - czy nie kler ? " Przytoczyłem im mnóstwo faktów. A nawet przytoczyłem im wypowiedź Słowackiego : " Polsko, Polsko, zguba twoja w Rzymie. "

Ksiądz z mojej miejscowości nie dał za wygraną. Zaczynał mnie coraz bardziej prześladować. Gdy ludzie biadali, że muszą płacić wysoki podatek na Kościół, ze swej strony namawiałem ich do wypisania się z Kościoła, a będą wtedy wolni. Wielu z nich z tego skorzystało. Do kleru katolickiego przyłączył się także kler ewangelicki. Ewangelików, którzy interesowali się prawdą, również namawiałem do wypisu.
Pewnego razu, kiedy opracowywałem okolice Łabiszyna, kler namówił pewnego furmana, a ten zorganizował na mnie napad. Nie tylko pobili mnie, ale też połamali rower, tak że nie był zdatny do użytku. Nie oddałem sprawy na policję, lecz pozostawiłem to Jehowie Bogu. Ten furman w 1940 roku dostał się do obozu i tam poznał prawdę. "

( str. 76 ) " Podczas pracy w miasteczku Orchowo ksiądz zorganizował ludność z całego miasta. Uderzyli w dzwony na alarm. Razem z policją szukali mnie po domach. W końcu znaleźli u pewnego krawca, który był politykiem. Wyprowadzili mnie stamtąd poza miasto - policja, ksiądz i ludzie - około trzech km. Ksiądz nie kazał wyrządzać mi żadnej krzywdy. Nie pozostawiłem jednak tego miasta w spokoju. Po tygodniu wróciłem. Rozdałem wiele ulotek . "

( str. 77 ) " Pewnego razu opracowywałem z siostrą Wajsowicz pewną wioskę. Każdy chodził po swojej stronie. Zakończyłem swoją stronę i wszedłem do mieszkania na teren siostry Wajsowicz, w którym się zatrzymała. Odbywało się tam zebranie adwentystów. Służąca kazała nam usiąść i zaczekać, aż nabożeństwo się skończy. Czekaliśmy ok. 20 min. Potem wyszedł już kaznodzieja i pytał nas czego sobie życzymy. Siostra powiedziała, że jesteśmy świadkami Jehowy, czyli Bibelforschery.
Powiedział, że jeszcze nigdy nie miał do czynienia ze świadkami Jehowy, jedynie słyszał o nich. Rozpoczęła się dyskusja. Ludzie, którzy się przysłuchiwali tej dyskusji, podzielili się na dwa obozy. Niejedni zapraszali nas do swoich domów, z czego z chęcią skorzystaliśmy. U pewnego zamożnego gospodarza zatrzymaliśmy się ok. trzech dni i codziennie prowadziliśmy obszerne dyskusje. Wiele ludzi odwiedzało nas i zadawało mnóstwo pytań, na które otrzymywali odpowiedzi. "

( str. 78 ) " Rok 1938. W tym roku policja, tzw. dwójka ( polityczna ) zaczęła się nami interesować. Przyjechali nawet do mnie na rewizję z Gniezna. Przeprowadzili gruntowną rewizję, szukali literatury komunistycznej i ulotek. Przerzucili cały dom i zabudowania gospodarcze. Nic nie znaleźli. Oficer, który prowadził rewizję, oświadczył, że wszystko co znalazł, świadczyło o tym, że jesteśmy badaczami Biblii. W dyskusji z żoną powiedział, że gdyby wszystkie religie i ludzie trzymali się Biblii, nie potrzebowałby tutaj przyjeżdżać z Gniezna.

Miejscowy ksiądz stale się odgrażał, że położy niedługo kres Badaczom, że niedługo pójdziemy do ciężkiego więzienia. Podczas pracy na terenie Bydgoszcz - Toruń natrafiłem na pastora ewangelickiego. Wstąpiłem do niego i wydałem mu świadectwo.
On mi powiedział : " Co ty możesz młody Polaku powiedzieć o Biblii ? " Zapytałem się go : " Panie pastorze czy pan zna dokładnie Biblię ? " Odpowiedział, że zna ją na wylot. " A może, panie pastorze mógłbym coś powiedzieć z Biblii ? " - zapytałem. Przytoczyłem mu tekst biblijny z Izaj. 28 : 10. Po przeczytaniu tego wiersza w jego własnej Biblii nie dowierzał, że taki werset Biblia zawiera. W końcu powiedział : " Wy Badacze lepiej znacie Biblię niż księża. " Od tego czasu dostarczałem mu literaturę co czternaście dni. Pastor ten i jego syn zainteresowali się dobrze prawdą i byli nawet aktywni między swymi parafianami. Wyjaśnili, że Hitler nie postępuje zgodnie z Biblią. Kiedy w roku 1939 weszli Niemcy, został on aresztowany wraz z synem. Wtrącono ich do obozu. "

" Rok 1939. W tym roku praca była bardzo trudna. Ludzkość zwracała większą uwagę w stronę wojny. Toteż jeździliśmy tylko wzmacniać na duchu braci i zainteresowanych. Z chwilą rozpoczęcia wojny musiałem opuścić swój dom i już nigdy do niego nie wróciłem. Przed opuszczeniem domu w niedzielę, tzw. " Blut Sonntag " , czyli w krwawą niedzielę, nasz byłī zainteresowany ewangelik przybył do nas w nocy i prosił, abyśmy natychmiast opuścili domy. Kto opuścił dom, uszedł z życiem, a kto nie opuścił - zginął. Zginął wówczas Zabuda wraz ze swoją żoną. Nie chciał przyjąć przestrogi.
Wyprowadziłem się do Inowrocławia. Zamieszkiwałem tam do września roku 1945. Podczas wojny praca była uciążliwa. Wielu katolików szpiegowało nas i pisało donosy do władz. Miałem częste rewizje… "

( str. 79 ) " W roku 1947, we wrześniu urządziliśmy konwencje w Szczecinie, a w październiku - w Gorzowie Wlkp. Była to konwencja 3-dniowa. Trzeciego dnia, tj. w niedzielę, zostaliśmy po południu napadnięci przez Akcję Katolicką zorganizowaną przez księdza i urzędnika "bezpieki", którzy podburzyli ludność. Ludzie wyrywali kamienie z ulic i rzucali do sali przez okno. Jednak nikt z braterstwa nie został ranny. Sto metrów od sali znajdował się Urząd Bezpieczeństwa, który tłumaczył się, że nic nie słyszał. Dopiero wojsko rosyjskie przyjechało i położyło temu kres. Wszystkich prowodyrów aresztowano, ksiądz uciekł. Urząd żądał ode mnie odszkodowania za zniszczoną salę. Odpowiedziałem : " Niestety to wasi ludzie zniszczyli, a nie nasi, więc od nich trzeba brać odszkodowanie za zniszczoną salę. " Potem zwróciłem się do Prezydium, aby dało nam jakiś dom do modlitwy, i otrzymałem na ulicy Grobelnej. Po wyremontowaniu tego domu mogli się już bracia razem zgromadzić. "

________________________________________________________________

http://www.wydawnictwo-ap...egorii=63&str=2
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-18, 14:35   

Doświadczenie opisane z książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str. 89 - 100 Wspomnienia : Wlodarczyk - Borowek :

( str. 90 ) " … prawda Słowa Bożego bardzo na mnie podziałała. Wszędzie, gdzie się obracałem między ludźmi, miałem pełno sprzeciwu, nienawiści i pośmiewisk. Jednak to Słowo Boże pałało we mnie tym bardziej. Pragnienie moje od tej pory, to opowiadanie wszystkim ludziom o Królestwie Bożym. "

( str. 91 ) " Jednak pomimo przychylności ze strony ludzi, diabeł użył nauczyciela szkoły podstawowej w tej okolicy, który telefonicznie oskarżył nas, zgłaszając policji osobników rozpowszechniających pisma komunistyczne i przeciw religijne. Natychmiast przyjechał rowerem policjant, który nas wylegitymował, zabierając nam dowody osobiste. Zaprowadził nas do sołtysa. Tam spisano bardzo długi protokół. Pisał, że nielegalnie uprawiamy handel drukami , że bierzemy wygórowaną cenę, zakłócając spokój we wsi i czynimy zamęt między wierzącymi katolikami itp. Zrewidował nas i pozabierał wszystkie adresy tych ludzi, których mieliśmy odwiedzić. Po zakończeniu spisywania tegoż protokołu podał mi do podpisania. Naturalnie odmówiłem podpisu, oświadczając, że to nie moje zeznanie i dlatego nie podpiszę. Z tego powodu wpadł w wielki gniew, skuł nas obydwu w kajdany oraz zabrał nas na posterunek policji ( a było ok. 8 km drogi od miejsca zatrzymania ). Kazał nam szybko iść, tak aby on mógł jechać za nami rowerem, lecz my nie zwracaliśmy na to uwagi, idąc wolno, także i on, nie mogąc jechać na rowerze szedł z nami pieszo. Na posterunku została nam zabrana literatura, a nas zamknięto w areszcie. Siedzieliśmy całą noc i przez następne pół dnia. W międzyczasie posterunek rozesłał wezwania tym ludziom, którzy nam dali adresy w celu odwiedzenia ich. Przed południem, koło posterunku w Opszy, zgromadziło się bardzo dużo ludzi. Wtedy komendant kazał ludziom powtórzyć to, co mówiliśmy, będąc w ich domach. Wtedy od zgromadzonych ludzi padły odpowiedzi w rodzaju : "Macie ich tu, to niech wam powiedzą, co mówili do nas, a my powiemy, czy tak lub nie . " Wtedy komendant posterunku zwrócił się do mnie i kazał mi mówić to samo, co mówiłem do tych ludzi poprzednio. Miałem świetną okazję, by wydać świadectwo w obecności policji i tak licznie zgromadzonych tam ludzi. Mówiłem donośnym głosem, by wszyscy słyszeli, że Jehowa jest Wszechmocnym Bogiem, że Jezus Chrystus jest Prawowitym Królem świata, że nadszedł czas na ustanowienie Królestwa Bożego… "

( str. 92 ) " Wyruszaliśmy też do pracy na inne tereny. Podczas głoszenia w pow. Kraśnik, w pewnej wiosce ( pracowaliśmy tam w cztery osoby - ja z pewnym bratem i dwie siostry ) doszliśmy do błonia, gdzie było zebranych dużo ludzi. Toczył się tam spór pomiędzy rzymsko-katolikami a narodowcami. Narodowcy chcieli wystawić kościół, a sprzeciwiali się temu katolicy, mówiąc, że przecież jest świątynia i nie ma potrzeby budować innej. Jak zwykle w takich okolicznościach był obecny policjant, aby pilnować porządku. Gdy zbliżaliśmy się do tego zgromadzenia ludzi, usłyszeliśmy narodowego księdza, który chcąc sobie zjednać łaskę u zgromadzonych, zaczął urągać świadkom Jehowy. Oczywiście miał na myśli nas i naszą pracę na tamtym terenie. Między innymi twierdził, że handlujemy drukami i oszukujemy ludzi. Mówił, że on sam został oszukany, gdyż zapłacił za trzy broszury, a żadnej jak dotąd nie otrzymał. Na tym tle powstał spór i zamieszanie. Siostry zeznawały, że ksiądz te broszury kupił i na pewno je posiada, a kłamie złośliwie, aby nas oczernić i nastawić innych ludzi przeciwko nam, mówiąc, że my tylko wyłudzamy pieniądze. W tej sytuacji jeden z braci podszedł do policjanta i poprosił, aby zrewidować księdza i przekonać się, czy mówi prawdę. Policjant nie był po stronie narodowców, raczej spełniał tylko obowiązek służbowy. Jako władza popierał kościół rzymsko-katolicki i na prośbę brata zrewidował księdza, uniósł czarną suknię i wyjął z kieszeni spodni trzy broszury, które ten nabył od naszych sióstr. Wtedy mieliśmy dobrą okazję do wydania świadectwa. Ksiądz jako osoba duchowna, został zdemaskowany i uznany za kłamcę. Ludzie się o tym naocznie przekonali, widząc jego podstęp, i doszli do przekonania, że tacy księża też sprawiedliwości nie zaprowadzą. Długo wydawaliśmy im świadectwo, udowadniając, że takich co chodzą w długich szatach należy się strzec - cały 23 rozdz. Ewangelii Mateusza. Przedstawiliśmy im wiele, wiele innych prawd. Po tym wydarzeniu policjant kazał się wszystkim rozejść się do swoich domów. Do tej pory nie ma tam kościoła narodowego, a naszych barci w tamtejszych okolicach jest dość liczne grono. "

( str. 92 - 93 ) " Pracowałem w okolicy Sułowa i Tworyczowa ( pow. Zamość ) długi czas. U schyłku dnia skończyłem pracę i szedłem do sołtysa po skierowanie na nocleg. Długi czas szedł za mną mężczyzna w średnim wieku, obserwując mnie, lecz na to nie zważałem. Otrzymałem od sołtysa skierowanie na nocleg do pewnego gospodarza. Przybyłem tam z zamiarem pozostania na noc. Człowiek, który mnie obserwował, już zdążył uprzedzić wielu ludzi, podburzając ich przeciwko mnie. W wieczór zebrało się dużo ludzi - zadawali mi pytania, na które im odpowiadałem, lecz oni tym się nie zadowolili,tylko zaczęli ze mnie szydzić i odgrażać się, abym wyszedł na dwór z mieszkania, jednak tego nie uczyniłem. Ten gospodarz, u którego miałem nocować, wyszedł na dwór do zebranych tam ludzi, rozmawiając z nimi; z tej rozmowy usłyszałem następujące słowa : " Sam to załatwię " . Nie wiedziałem, co przez to chciał powiedzieć - jednak przeczuwałem coś niedobrego, tym bardziej że gospodarz, układając się spać, położył obok łóżka siekierę. Mnie ułożono na podłodze, jednak nie mogłem zasnąć. Żona tego gospodarza stanowczo mu czegoś odradzała, on jednak nie chciał jej usłuchać, nie chciał też położyć się od ściany, tylko z brzegu łóżka. Widocznie czekał, gdy żona jego zaśnie, to on wtedy bezszelestnie uczyni to co przyrzekł. Jednak żona jego nie zgodziła się spać od ściany, zmuszając go po prostu do tego, by ułożył się od ściany. Sama zaś nie spała, czuwała i czekała aż on zaśnie, a gdy się przekonała, że usnął i to twardym snem podeszła do mnie mówiąc : " Niech pan szybko ucieka z tego domu ", i zaraz wyprowadziła mnie w nocy na dwór, pokazała w którym kierunku mam iść i tak uszedłem niechybnej śmierci morderczej. Tak jak jest napisane w Psalmie 121 : 7, 8 - Pan strzegł wyjścia i wejścia. Wiary mej i zapału nie potrafił zagasić żaden diabelski podstęp. Nadal głosiłem na okolicznych terenach Słowo Boże. "

( str. 94 ) " Był to rok 1939, rok który był początkiem II wojny światowej. Właśnie w czasie wybuchu wojny pracowałem z córką i jednym młodym bratem - Edwardem Łosiem, który pochodził z kolonii pod Izdebnem.
Podczas bombardowania zostałem aresztowany jako szpieg. Młodszego brata wzięli do więzienia, mnie zaś oprowadzono po różnych punktach wojskowych celem przesłuchania. Oczywiście, to groziło sądem doraźnym - wojskowym, uważano mnie bowiem za szpiega. Na ostatnim przesłuchaniu, a było to w magistracie w Lublinie, zadawano mi wiele pytań dotyczących moich okolic, czy je znam; odpowiedziałem, że tak, wtedy musiałem kolejno wyliczać nazwy tych miejscowości. Następnie zapytano mnie, czy znam swój posterunek i nazwiska posterunkowych. Naturalnie wymieniłem nazwiska policjantów. Wtedy oni zatelefonowali do mojej gminy Żółkiewki na posterunek. Tak się złożyło, że służbę na posterunku miał policjant Kolin, ten który był moim przeciwnikiem, a szczególnie prawdy, którą głosiłem. Po telefonicznym połączeniu się z nim pytali go, czy mnie zna. Odpowiedział, że tak, oczywiście zna tu takiego, co to nabierze dużo broszur i książek, i chodzi z tym po całej okolicy. Powiedział też, żeby mnie nie słuchali, bo jestem głupi. Wtedy szybko zakończyło się śledztwo. Oddano mi literaturę i kazano iść do domu. "

( str. 96 ) " Właśnie w czasie tak silnego wzrostu i zainteresowania prawdą Słowa Bożego Diabeł wymyślił nowy sposób prześladowania sług Bożych. I tu znów, z jednej strony okupanci czynili wiele trudności, gdyż mnie też podawano na listę i żandarmeria niemiecka ścigała mnie z zamiarem schwytania. W związku z tym musiałem się ukrywać. Córki moje zostały zapisane przez przeciwników na przymusowe roboty do Niemiec. Lecz te trudności przekształciły się w jeszcze większe, gdy zaczęło zbliżać się wyzwolenie - i uaktywniło się podziemie, które miało przynieść wyzwolenie narodowi polskiemu spod okupacji niemieckiej. I tu właśnie słudzy Boży zostali wystawieni na ognista próbę. Jednych prześladował Hitler za to, że są komunistami, natomiast z drugiej strony bandy klerykalne czyniły im wielkie krzywdy. Diabeł za pomocą podziemnych ugrupowań - Akcji Katolickiej i Armii Krajowej, które były nader posłuszne klerowi, przypuścił atak na lud Boży. Uważał, że przez srogie prześladowanie wszystko się rozleci. Bito braci i siostry w ich własnych mieszkaniach, napadano na nich w różnych porach doby, przeważnie w nocy, niektórych zamordowano. Nie było gdzie się użalić, bo okupanci byli też wrogo nastawieni. Klerowi rzymsko-katolickiemu bardzo to się podobało, także sami księża często stawali na czele band. Tu mieli okazję do zemsty za uprowadzone owieczki z ich kościołów.
Terror szalał około dwóch lat. Wielu braci przypłaciło to życiem, niejednych uczyniono kalekami, lecz nic nie zdołało odstraszyć tych prześladowanych od prawdy
. Przeciwnie, tym bardziej zaczęło się dziać coś zupełnie innego. Niektórzy prześladowcy i oprawcy, przyglądając się wierności ludu Bożego, sami rzucali broń i przechodzili na stronę prawdy. Powstał między nimi rozłam - jedni nadal chcieli krzywdzić lud Boży, inni stawali w jego obronie. Pan tak pokrzyżował ich plany, że występowali jedni przeciwko drugim. Na mój dom spadło około czterdziestu band i napadów ze strony prześladowców. Diabeł specjalnie chciał pomścić się na mnie i moich domownikach za to, co uczyniłem dla spraw Bożych. "

( str. 97 ) " Wydano na mnie wyrok, aby mnie zlikwidować, i jeden z bandziorów ochotniczo zgłosił się do tego zadania. Wobec tego musiałem się przenieść na inny teren, gdzie też nie próżnowałem, i ku mojej i braci radości, wiele osób poznało prawdę.
W domu zaś żona i córki bardzo cierpiały od prześladowców. W moim domu szyb w oknach nie miałem, bo po co było wstawiać, jak zaraz je wybijano ?
Więc porobiłem od środka mieszkania okiennice z grubych desek i tak zamykano na noc okna. To oczywiście chroniło przed zimnem i przed wdzieraniem się do wnętrza domu.
Pewnego razu, podczas napadu przez bandę wdarto się przez okno w facjacie przez strych do środka. Wtargnęli do środka, lesz zastali pozasuwane drzwi. Ponieważ nie otworzono im drzwi, więc wyrąbali je, dotkliwie pobito moją żonę i dwie córki.
W całej naszej okolicy podobnie czyniono, a także na dalszych terenach - bito, maltretowano nie tylko braci, ale i siostry
.
Oto krótkie sprawozdanie, jak wyglądało to wejście bandy do mieszkań braci. Zastukano do drzwi, a gdy otworzono jeden z nich wchodził do mieszkania z pozdrowieniem : " Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus ." Gdy nie odpowiadano im na to pozdrowienie, zaczęli bić pałami, i to okrutnie. Pytano, gdzie są obrazy. Dawano do całowania karabin, kazano odmawiać pacierz, a gdy tego stanowczo odmawiano, to doprowadzeni do wściekłości bili braci i siostry oraz dzieci do utraty przytomności. Plądrowali mieszkania, zabierając literaturę biblijną, Biblię i co się tylko dało z innych materialnych rzeczy. Nie jestem w stanie wszystkich napadów opisać. Zabrałoby mi to dużo czasu. Z czasem Pan dał z tego wszystkiego wyjście, także ci prześladowcy nie chcieli słuchać księży i między nimi samymi powstały spory. Jedni chcieli iść i bić braci, a inni się im odgrażali, mówiąc, że takie postępowanie jest głupie i niewłaściwe. Między takimi sprzecznościami zginał z ręki własnej bandy ksiądz - wielki mój przeciwnik. Widziałem zawsze opiekę Bożą. W pewnym czasie jeden z bandy prześladowców podpisał zobowiązanie, że mnie i mój dom załatwi sam. Termin wyznaczono na 20 czerwca 1945 r. Nie zdążył tego uczynić, gdyż on sam i jego rodzina została wybita przez członków innej organizacji podziemnej. Zginęli dwa dni wcześniej przed planowanym zamachem na mój dom. Jego dom i inne domy spalili ogniem. Wydarzenia następowały szybko jedne po drugich. Otóż, potężna armia hitlerowska uciekała w popłochu na zachód, a za nią postępowały szybko oddziały wojsk radzieckich. Nastał rok 1945, a z nim wyzwolenie spod okupacji hitlerowskiej. Ludzie jak z odrętwienia zaczęli powracać do normalnych, codziennych zajęć. Wtedy to wróciłem z innych terenów do swojego domu. "

( str. 99 - 100 ) " Rok 1950 stał się zakazem dla dzieła Bożego w kraju. Wielu gorliwych braci aresztowano i wtrącono do więzienia pod pozorem różnych fałszywych zarzutów. Zdawało się przeciwnikom, że już są zwycięzcami. Ja też byłem aresztowany w r. 1950. Byłem jedenaście miesięcy na śledztwie w Warszawie i zostałem zasądzony na trzy lata pozbawienia wolności oraz przepadek mienia. Rozpoczął się znów trudny okres.
Mimo tak wielu doświadczeń, których doznałem, wielkich prześladowań, więzienia, dzieło Boże jest dla mnie nadal na pierwszym miejscu i raduję się, że Pan pozwolił mi to wszystko przeżyć. Nadal dziękuję Bogu, że mogę służyć Jego sprawom, jako jeden z Jego sług i, że mogę oglądać dalszy rozrost dzieła Bożego
. "

_____________________________________________
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-27, 17:24   

Doświadczenie opisane w książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str. 101 - 106 Antoni Sitarczuk - Hrubieszów :

( str. 101 ) " Rok 1930 stal się pamiętnym rokiem w moim życiu. Zmienił on tryb życia, ponieważ zetknąłem się z prawdą biblijną pochodzącą ze Słowa Bożego. - z Biblii. Ten przełomowy okres w moim młodym wieku ( liczyłem wtedy dwadzieścia lat ) był dla mnie nieoceniony. "

( 1932 r. ) " Od tej pory poczęliśmy coraz więcej czasu poświęcać na głoszenie Słowa Bożego ludziom, którzy sobie tego życzyli. Udawaliśmy się grupowo do sąsiednich wiosek z poselstwem od domu do domu. "

( str. 103 ) " W roku 1942 w marcu brat Mikołaj Cyba ok. lat trzydziestu wraz z siostrą Heleną Pokrycką lat siedemnaście, narodowości ukraińskiej udali się w odwiedziny do miejscowości odległej o 6 km. Po dokonaniu odwiedzin szli z powrotem obok lasu, przy którym stała leśniczówka. W tym czasie w tej leśniczówce bandyci dokonywali rabunku. Jeden spośród tych bandytów, który stał na dworze dla obserwacji, strzelił z karabinu do przechodzących tamtędy braci. Siostra Pokrycka została ciężko ranna powyżej kolana. Kula wyrwała dziurę w mięśniu na odwrotnej stronie. Siostra nasza upadła na ziemię, a brat zaś klęknąwszy na kolana zaczął się modlić. Wtem bandyta przybiegł do brata Cyby, przystawił lufę do głowy i słuchał, co ten brat mówi. Przekonawszy się, że brat się modli począł stopniowo opuszczać karabin. Krzyknął po rusku " udiraj " udając Rosjanina. Brat wstał podniósł siostrę Helenę, wziął na plecy i niósł około 100 m do najbliższego domu. Tu owinięto prowizorycznie nogę, a brat prosił tych domowników, by mogła poleżeć, a on pójdzie powiadomić rodziców. Od miejsca wypadku do domu tej siostry było 5 km. Gdy brat Cyba powiadomił rodziców o zajściu, jej ojciec zaprzągł konie do wozu i udał się z tym bratem po córkę. Gdy ojciec przybył do mieszkania, gdzie leżała córka na jej widok zapłakał. Siostra pomimo, że dokuczał jej ból, powiedziała, żeby ojciec nie płakał, bo z tego tylko Diabeł ma uciechę. I tak odwieziono siostrę do szpitala, do Sokola odległego o 30 km. Gdy siostra Helena Pokrycka powróciła do zdrowia, była gorliwsza niż przedtem. "

" Drugie podobne zajście miało miejsce w roku 1943 w małej wiosce Korków k. Waręża, gdzie mieszkała jedna rodzina świadków Jehowy., Był to brat Orynicz - liczył sobie około czterdziestu lat. Radował się on z poznania prawdy o Królestwie Bożym, nie opuszczał wspólnych zebrań, na które uczęszczał do miejscowości odległej o 3 km.
Pewnego wieczoru nieznani osobnicy przybyli do brata Orynicza, zapukali, wywołali go z mieszkania na podwórze. Gdy brat ten otworzył drzwi, aby wyjść, rozległ się nagle strzał. Brat został ranny w obie nogi - osobnicy zbiegli. Brata Orynicza odwieziono do szpitala. Jak się później okazało, sprawcami byli osobnicy z grasującej tam bandy UPA. "

( str. 103 - 104 ) " No i jeszcze jedno, tj. trzecie wydarzenie świadczace o wspólnej miłości chrześcijańskiej i trudnościach, jakie trzeba było pokonywać na nowych terenach. Miało ono miejsce w roku 1945. Gdy front wojenny oddalił się na tereny zachodnie, tu u nas w Hrubieszowskiem grasowała jeszcze banda UPA. Brat Marian Jakubczak - polskiej narodowości zamieszkiwał w Kryłowie nad Bugiem. Pewnego razu udał się do wsi Cichobóż na wspólne zebranie Świadków Jehowy. Po zakończeniu zebrania brat ten powracał do domu w towarzystwie trzech młodych sióstr narodowości ukraińskiej w wieku szesnaście - osiemnaście lat. Brat wówczas liczył sobie ok. trzydziestu lat. Po drodze natknął się na bandę UPA. Było ich trzech. Uzbrojeni w karabiny jechali na koniach. Osobnicy ci zatrzymali brata i chcieli go odprowadzić. Towarzyszące bratu siostry dobrze zdawały sobie sprawę co mogło z tego wyniknąć. Chociaż były młode nie dopuściły do tego, by brata odprowadzono. Bandyci mocowali się, chcąc wyrwać brata z rąk sióstr. Siostry natomiast rzucając się bratu na szyję trzymały go mocno. Po wielu trudach bandyci ściągnęli obuwie i ubranie z tego brata i spalili. Po dwugodzinnej walce zrezygnowali. Kazano bratu uciekać. Brat był tylko w bieliźnie i boso. Biegł tak po śniegu ok. 2 km do najbliższego brata narodowości ukraińskiej, który udzielił mu wszelkiej pomocy. Jego nogi były pokrwawione.
Są to tylko niektóre fakty i metody, które Diabeł stosował do zwalczania ludu Bożego. Niektórzy bracia nawet przypłacili to życiem
. Mimo to szeregi się pomnażały, liczba głosicieli rosła.
Na południe od Hrubieszowa z powodu terenów zagrożonych przez grasujące tam bandy, bracia narodowości polskiej byli zmuszeni opuścić swoje stałe miejsca zamieszkania. "

( str. 106 ) " Wreszcie 1950 rok - próby i doświadczenia. Nastąpiły dni prześladowań. Wielu naszych braci i sióstr miejscowe władze aresztowały i uwięziły. Zostałem 30.06.1950 r. aresztowany przez miejscowe UB i pozostawałem na śledztwie dziewięc miesięcy. Dn.10.03.1951 władze UB zwolniły nas - czterech braci. Jako sługę zboru czekała mnie dalsza praca, tym razem już w konspiracji.
To co napisałem starałem się według sumienia napisać, tak jak było. Z powyższego wywnioskowałem, że nic nie mogliśmy uczynić bez pomocy Jehowy Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa. "

_________________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-28, 09:10   

Doświadczenie opisane z książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str.112 - 115 T.A. Zaremscy - Stalowa Wola :

( str. 112 ) " Z kościołem katolickim szybko zerwaliśmy, choć wywiązała się na tym tle walka, gdyż Ulanów słynął z dużej liczby księży ( siedmiu ). Mieszkańcy udawali bardzo religijnych. Wszyscy to byli wujkowie albo stryjkowie. Kościół katolicki miał wtedy władzę jak państwo w państwie. Chrzty, śluby, pogrzeby - ze wszystkim trzeba było iść do księdza. Z racji największych wiadomości biblijnych właśnie ja musiałem staczać z duchownymi takowe boje. Pamiętam dyskusje z zaciętym przeciwnikiem prawdy, księdzem Michalskim, później z Dublerem. Dzięki duchowi Bożemu wychodziłem zawsze zwycięsko. Miałem duże trudności z córką i synem. Pomimo, że uczyli się dobrze, to jednak siedzieli po dwa lata w jednej klasie, byli maltretowani, wyśmiewani. Katecheta powiedział, że dobrze się uczą, ale dalej nie przejdą, bo należą do " zarażonej " religii. Stałem się wyrzutkiem i buntownikiem wobec kościoła katolickiego i ludzi. Musiałem zwolnić w tej sytuacji swoje dzieci ze szkoły. To wszystko czyniłem, by tylko zachować wierność wobec niebiańskiego Ojca i prawdy. Im cięższe znosiłem prześladowania, tym wierniejszy byłem w prawdzie.
W 1929 r. zostałem oskarżony przez pewnego człowieka, z którym wspólnie czytaliśmy podręczniki o obrazę kościoła katolickiego. Zostałem wezwany do sędziego śledczego na przesłuchanie. Sędzia ów powiedział, że też czytał Pismo Święte. Namawiał mnie do kompromisu, jednak się nie zgodziłem, toteż gdy powiedziałem, że będę dalej głosić ludziom, zostałem oddany pod sąd okręgowy w Rzeszowie. Zostałem skazany na sześć tygodni ścisłego aresztu. Wrogie czynniki wołały, żeby mnie spalono, polano naftą.
Tymczasem żona z dziećmi nie miała środków do życia. W roku 1933 zakończył żywot mój brat, który był dobrze zapoznany z prawdą. Ksiądz i parafianie kategorycznie zapowiedzieli, że jak przyjdziemy na cmentarz ze zwłokami, to poleje się krew. Działo się to oczywiście w sfanatyzowanym Ulanowie. Nie pomogła interwencja policji, nic nie skutkowało. Zatem w nocy zwłoki zostały przewiezione do kościoła narodowego w Jaśkowicach i tam zostały pochowane. Byliśmy zatem jeszcze raz świadkami zwycięstwa Jehowy, który zawsze staje w obronie swojego ludu. Ksiądz został ukarany dużą grzywną i przeniesiony za zuchwałe postępowanie. "

( str. 113 ) W roku 1938 otrzymaliśmy większą liczbę literatury. W tym też czasie zostałem oskarżony o to, że mam pisma komunistyczne. Pod moją nieobecność wkroczyła policja i zabrała wszystko co było w domu. Kiedy zgłosiłem się na komendę, nie chcieli mi oddać skonfiskowanej literatury. Napisałem więc do biura w Łodzi. Zgłaszałem się trzykrotnie, dopiero za trzecim razem zwrócono mi moją własność. Zakazano mi głoszenia publicznego, oczywiście odpowiedziałem, że więcej mi zależy na uznaniu Jezusa. Korzystałem regularnie ze studiów, głosiłem wbrew zakazowi. Prowadziłem też studia u ludzi zainteresowanych. Kler rzymski ogłosił z ambony, żeby mnie nikt do pracy nie przyjmował, ani nie słuchał, bo nie dostanie rozgrzeszenia. Powiedziano, że można nas bić i w ogóle temu podobne historie. Pozbawiono mnie zatem pracy. Tylko dlatego, że miałem skrawek ziemi - nie umarliśmy z głodu. Kiedy mój najstarszy syn zgłosił się do pracy ( piętnaście lat ) do odzierania wikliny z kory, zwolniono go również, bo to dla katolików, a nie dla innowierców. Przyszedł na drugi dzień z płaczem. Ludzie omijali mnie z daleka, mówiąc, że idzie zarażony Diabeł. W roku 1938 przyjęto mnie do pracy przy rozbudowie i przebudowie szosy w Rozwadowie - rozbijałem kamienie. Odżywiałem się chlebem razowym i starym sadłem, to samo żona i dzieci. Przetrwałem wszystkie próby, wychodząc z każdej dzięki Jehowie Bogu. "

( str. 113 - 114 ) " W tym czasie wybuchła II wojna światowa. /.../ W ciemną noc podnosiłem ku niebu swe oczy, by prosić Jehowę o kierownictwo i właściwe rozeznanie. Trwało tak przez trzy miesiące. Później zrozumiałem, że Jehowa czuwa nad szczerymi jednostkami i nie pozwoli im błądzić, a wszystkie próby, które zsyła są próbą wiary i siły.

W roku 1944 powstały bandy terrorystyczne. Były to Narodowe Siły Zbrojne wspomagane przez kler katolicki. Z rozwoju takiej sytuacji skorzystał ksiądz-dziekan w Bielinach, pow. Nisko. Sprowadził na noc do siebie bandę i napoił ich. Dał im też rozkaz wymordowania wszystkich Świadków Jehowy. Zamordowano tejże nocy brata Młynarskiego, jego żonę, siedemnastoletnią córkę i młodszego brata. Wyprowadzili wszystkich do lasu, by ich tam rozstrzelać. Zamordowano też brata Bielaka
.
Przyszła i moja kolej. Musiałem się ukrywać. Nie wiedziałem wracając rankiem czy moja rodzina jeszcze żyje czy też nie. Niepewni jutra, bezdomni, obrabowani ze wszystkiego prócz tego w czym spaliśmy przetrwaliśmy jednak dzięki pomocy Jehowy te trudne czasy.
Kiedy Polska odzyskała Ziemie Zachodnie, sprzedałem resztę swego dobytku i wyruszyłem w podróż. Zamierzałem osiedlić się na Ziemiach Zachodnich. "

( str. 114 - 115 ) " W lipcu 1950 r. o godz. 12 w nocy przybyli do mnie z UB w celu przeprowadzenia ścisłej rewizji, która trwała od 12 w nocy do 12 w południe. W efekcie zabrano niewielka liczbę literatury i aresztowano mnie oraz brata Siwaka oraz jeszcze dwóch innych braci. Zabrali nas do Nowogradu, gdzie osadzili nas w piwnicach. Pięć miesięcy siedziałem, żadnej znikąd pomocy, odcięty od świata i rodziny. Przesłuchania były bardzo długie i męczące. Często nawet jedenaście godzin bez jedzenia.
Nie wykończyli mnie jednak i co najważniejsze - niczego się nie dowiedzieli. Wytrwałem dzięki pomocy Jehowy Boga
. Byłem zawsze opanowany. Wykorzystywałem każdą nadarzającą się okazję do wydania świadectwa o prawdzie. Szydzono z Imienia Bożego, tak że włosy na głowie stawały. Znęcali się nade mną bardzo.
Siedziałem w lochu, w którym po ścianach ciekła woda. Światło dzienne było dla mnie niewidzialne, gdyż jedyne małe okienko było zamurowane, a to skąd można było się spodziewać choć trochę światła było zasłonięte czerwoną blachą. Dawano mi bardzo często słone śledzie nie dając nic do picia lub też całymi dniami suchy chleb i odrobinę wody. Ciężkie to były czasy. W więzieniu jednak udało mi się zainteresować prawdą pewnego mężczyznę za co zostałem wtrącony do najgorszego więzienia za to, że rzekomo rozsiewam propagandę. Powiedziałem śledczemu, że to nie propaganda, tylko poselstwo o Królestwie Bożym. Miałem też możność rozmawiać z księdzem. Współwięźniowie mieli ubaw obserwując księdza, który wykazał się brakiem podstawowych wiadomości biblijnych.
Pod koniec pobytu w piwnicy byłem już słaby i silnie opuchnięty. Myślałem, że już się wykończę, ale dzięki Jehowie po trzech dniach zostałem zwolniony przez prokuratora wojewódzkiego. Przeszedłem 22 km boso do domu. Gdy odzyskałem trochę sił, pomimo zakazu w dalszym ciągu pracowałem od domu do domu, uczęszczałem na studia zborowe i odwiedzałem ludzi dobrej woli.
Pewnego razu odwiedził mnie katolicki katecheta z Maszewa. Rozmawialiśmy trzy godziny. Powiedział, że już jest świadkiem Jehowy. W roku 1959 przyjechali do mnie dwaj słudzy obwodu i ze względu na mój zły stan zdrowia syn Jan został zamianowany sługą zboru, a ja sługa studiów biblijnych. W rok później wyjechałem do Stalowej Woli do najmłodszego syna i zostałem przyjęty do tutejszego zboru wraz z żoną. Obecnie mam osiemdziesiąt osiem lat, żona siedemdziesiąt cztery, pomimo to prowadzimy domowe studia z ludźmi, bierzemy udział w zborowych zebraniach, wydajemy ludziom świadectwo przy każdej okazji. Dziękujemy Jehowie, naszemu Bogu, że doczekaliśmy tak sędziwych lat i poważnych czasów. Pokładamy nadzieję w Bogu, że jeszcze większe rzeczy zobaczymy. "

_____________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com
 
     
Krystian 
VIP
Chrystianin


Potwierdzenie wizualne: 1473
Pomógł: 795 razy
Wiek: 51
Dołączył: 12 Kwi 2013
Posty: 6626
Poziom: 56
HP: 2167/13546
 16%
MP: 5915/6468
 91%
EXP: 274/344
 79%
Wysłany: 2016-04-28, 21:12   

Benjamin.Szot napisał/a:
W 1929 r. zostałem oskarżony przez pewnego człowieka, z którym wspólnie czytaliśmy podręczniki o obrazę kościoła katolickiego. Zostałem wezwany do sędziego śledczego na przesłuchanie. Sędzia ów powiedział, że też czytał Pismo Święte. Namawiał mnie do kompromisu, jednak się nie zgodziłem, toteż gdy powiedziałem, że będę dalej głosić ludziom, zostałem oddany pod sąd okręgowy w Rzeszowie


To fakty. Wyznanie rzymsko- katolicke w okresie międzywojennym było religią państwową.
Podziwiam tych Hiobów, że po mimo tylu prześladowań od katolików stali mocno przy Bogu Jehowie.
_________________
Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.
Jana 3:16
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-30, 06:44   

Doświadczenie opisane z książce Krzysztofa Bilińskiego pt. Hiobowie XX wieku, Wrocław 1998 r. str.123 - 129 Jan Kutta - Zabrze :

( str. 124 ) " Rok 1932 był dla mnie rokiem oczyszczenia się od fałszywej religii. W lipcu wystąpiłem z całą rodzina z kościoła katolickiego przez sąd, bo chciałem się oddać całkowicie Jehowie. Inaczej nie było możliwe w Niemczech przystąpienie do chrztu. Ochrzczony zostałem 4 kwietnia 1933 r. wraz z moją żoną, i od tamtego czasu mogliśmy już pewniej nosić nazwę Świadków Jehowy. Praca była aktywniejsza.
Rok 1932 Hitler doszedł do władzy w Niemczech i można było się spodziewać czegoś okropnego. /.../ W tym samym roku rozpoczął Hitler walkę z Bogiem i zabronił działać Świadkom Jehowy. Wydał rozkaz, aby używano tylko pozdrowienia "Heil Hitler".
Wielu braci aresztowano
. W Zabrzu nie było braci do prowadzenia dzieła. Trzeba było szukać odważnych, aby dzieło nie zanikło, bo strach ogarnął wszystkich. Chociaż byłem młody w prawdzie, to sumienie mnie dręczyło i nie mogłem się tylko przyglądać. Odwiedzałem braci sam. Gorliwe modlitwy do Jehowy były teraz na czasie, aby pokierował naszymi krokami. Jehowa wysłuchał naszych próśb. Było trzech braci, którzy nabrali odwagi. Rozpoczęliśmy odwiedzać wszystkich Świadków Jehowy, aby ich uspokoić od strachu Hitlera, i od czasu do czasu zaczęliśmy się znów zbierać, ale bardzo ostrożnie, po cztery osoby. Praca szła naprzód. Jehowa dał nam powodzenie. Świadectwo wydawało się okazyjnie. Ludzie nas chętnie słuchali i przyjmowali do swoich mieszkań. Ośrodki rosły, ludzie coraz bardziej poznawali błędy hitlerowskie i przyłączali się do Świadków Jehowy. Wielu ludzi oddawało się Bogu przez chrzest, aby pełnić Jego świętą służbę. Pokarmu duchowego było na początku brak, bo Hitler skonfiskował wszystkie drukarnie w Niemczech, dlatego zaszła potrzeba skontaktowania się z braćmi za granicą. Granica między Niemcami a Polską była w Zabrzu. "

( str. 124 - 125 ) " Jeszcze przed wybuchem drugiej wojny gestapowcy się zorientowali i przyszli do mojego mieszkania, aby przeprowadzić rewizję. Odebrano mnie i mojej żonie przepustki. Znaleźli też u mnie dziesiątki "Strażnic", ale to były "Strażnice" wydawane jeszcze przed zakazem i to nie było tak groźne dla mnie. Od tego czasu byłem już u nich na czarnej liście i nawiedzali mnie bardzo często. Jeden raz przyszli o czwartej rano, zobaczyli co mam zmagazynowane. Tym razem "Strażnice" znajdowały się w torebkach z żywnością zmagazynowaną w kredensie kuchennym. Szukali, powyciągali wszystkie torebki i włożyli je z powrotem. Nie zorientowali się, że tam było to, czego szukali. Nie znaleźli nic i poszli. W dwa miesiące później przyszło czterech gestapowców. Polowali na książkę pt. Jehowa, która teraz wyszła. Ukryłem ją w kredensie. Szuflada ta była dość szeroka. I tam w lewym rogu była skryta książka pod papierem, a na wierzchu były skarpetki. Gestapowiec szukał w tej szufladzie, ale książki nie znalazł. Powiedzieli mi, że mam wydać tę książkę, bo jeżeli ją znajdą, to będzie dla mnie gorzej. Szufladę już zamknął i byłem pewny, że nic nie znajdą. Tak widzieliśmy cuda, które się odbywały w moim domu. Jehowa nie dopuścił do tego, ażeby w tym czasie wyrządzono mi krzywdę, bo czekały jeszcze dalsze próby. "

( str. 125 - 127 ) " Był rok 1938. Moi synowie uczęszczali do szkoły podstawowej. Mieli się zgłosić do Hitlerjugend - organizacji młodzieżowej. Poszedłem do nauczyciela, który też należał do partii hitlerowskiej i powiedziałem, że nie mogę na to zezwolić, ażeby moje dzieci należały do politycznej organizacji młodzieżowej. Nauczyciel oddał tę sprawę do NSDAP, a partia skierowała sprawę do sądu.
W styczniu 1939 roku zostaliśmy wezwani do sądu. Sędzia wypytywał nas, dlaczego dzieci nie kogą należeć do Hitlerjugend. Mimo, że moja żona i ja byliśmy osobno przesłuchiwani, to jednakowa odpowiedź była dana : "My jesteśmy Świadkami Jehowy i wychowujemy dzieci w tej wierze." Na to sędzia powiedział, że w Niemczech nie istnieją Świadkowie Jehowy. Nasza odpowiedź brzmiała : "Gdyby Świadkowie Jehowy nie istnieli, to byśmy tu nie stali." Stawiano jeszcze inne pytania i namawiano nas do kompromisu. Pozostaliśmy przy swoim. Dlatego sąd polecił zabrać nam wszystkie dzieci z domu.
Orzeczenie sądu :
1. Uczeń Ewald Kutta ur. 11 XII 1926 r.
2. Uczeń Emanuel Kutta ur. 20 III 1931 r.
3. Uczeń Rut Kutta ur. 4 VII 1933 r.
4. Uczeń Ginter Kutta ur. 4 X 1935 r.
Dzieci górnika Kutty Jana z Zabrza, zam. ul. Szkolna 15, i jego żony Albiny Kutta z domu Mohrhard, bez żadnej religii, będą oddane pod opiekę państwa.
UZASADNIENIE
Rodzice tych małoletnich przyznali się do zabronionej sekty Świadków Jehowy. Wierzą w nauki tej sekty, postępują zgodnie z ich wiarą, i nie mają zamiaru odstąpić od niej. Pochodzenie i poglądy tej sekty są wrogo nastawione do państwa, i dlatego jest to sekta przez państwo zabroniona, a wszelka działalność - karana. Rodzice wychowują dzieci w zabronionej sekcie i dlatego staną się te dzieci wrogami państwa. Z tego powodu muszą być wychowywane przez państwo. Przez wychowanie w poglądach tej sekty będą dzieci bardzo umysłowo zacofane i dlatego muszą być z domu zabrane. U tych małoletnich, którzy już są uczniami w szkole zauważono niechęć do przystępowania do młodzieżowej organizacji NZ jak i do pozdrowienia "Heil Hitler". Tym następnym dwojgu : Rut i Ginterowi Kutta grozi to samo i dlatego nie widzieliśmy innego wyjścia, jak zabranie ich z domu.
Zabrze dnia 23 I 1939 r.


W trzy miesiące później - jak sobie dobrze przypominam - była niedziela 20 IV 1939 roku, miał Hitler urodziny. Całe Niemcy były udekorowane. Nie było okna, które by nie przypominało o tym. Moje okna wychodziły na plac i wyglądały jak każdego dnia. W południe przychodzi do mojego mieszkania SS-man w mundurze i zapytuje dlaczego moje okna nie są przystrojone. Zapytał czy nie wiem jaki dzisiaj jest dzień. Odpowiedziałem mu na to, że niedziela. Zwrócił uwagę, że na nasz Führer ma dziś urodziny. "Miałem przed dwoma miesiącami urodziny" - odpowiedziałem - "a nie widziałem nigdzie przystrojonych okien". On mówi : "Pan chce się równać naszemu Führerowi". I wyszedł.
Na drugi dzień 21 IV 1939 r., przyjechało auto z Czerwonego Krzyża z policją i pielęgniarką, zabrali czworo dzieci i zawieźli do klasztoru za Opolem. Klasztor nas zawiadomił, że możemy odwiedzać dzieci każdego miesiąca ( trwało to aż do rozgromienia Hitlera w r. 1945 ). Był to wielki cios dla nas obojga. Żona była czarna jak kruk, a w pół roku posiwiała całkowicie. W ten sposób Szatan zemścił się na nas.
Dzieci w klasztorze odwiedzaliśmy każdego miesiąca. Jeden raz, gdy siedzieliśmy na podwórku przyszła do nas przewodnicząca tego klasztoru i zaprosiła do kancelarii. Poszedłem do niej sam. Ona mówi do mnie : "Mam do pana prośbę". "Jestem ciekawy" - mówię - "Chodzi o wasze dzieci, bo Ginter ( trzy lata ) ma tak straszne sny, że krzyczy w nocy". Odpowiadam - "Nie jestem lekarzem" . "Nie chodzi mi o to" - odpowiada ona - "ale o to, żeby pan jako ojciec zezwolił na chrzest tych dzieci , bo to klasztor katolicki - nie mogą tu przebywać nieochrzczone dzieci. Dlatego to Ginter nie ma spokoju w nocy". Ja na to - "co się pani dziwi temu dziecku, ja jestem starszą osoba, a jak przechodzę przez ten klasztor ( około trzydzieści metrów długości ), to aż mnie strach bierze, kiedy widzę te figury ustawione co dwa metry jedna od drugiej wysokości dorosłego człowieka. Wszystkie na mnie patrzą. A cóż dopiero to dziecko. Co do chrztu, to z panią mówić nie mogę, bo pani nie zna Pisma Świętego, ale poprosiłbym proboszcza tego klasztoru, abym mógł omówić te sprawy".
Proboszcz nie chciał się zgłosić i sprawę oddano do sądu. Sędzia zapytuje czy chcę dzieci ochrzcić. Tłumaczę, że dzieci nie oddałem do klasztoru katolickiego, one mi są odebrane. A jeśli nie są ochrzczone, to niech mi oddadzą z powrotem. Nigdy nie mogę ich sprzedać tam, skąd je raz kupiłem.
Sędzia w złości zdecydował o odebraniu mi praw rodzicielskich do moich dzieci i klasztor ochrzcił dzieci przez opiekunów, których obrał.

We wrześniu 1939 roku Hitler rozpętał II wojnę światową. Rozpoczęła się mobilizacja. Wielu braci powołano na wojnę. Sześciu braci z Zabrza, którzy byli wychowani i oddani Jehowie Bogu w latach 1933 - 39 okazało mocną wiarę i odmówiło służby wojskowej. Jednego z nich ścięto, a pozostałych pięciu rozstrzelano. Ja zaś byłem reklamowany przez kopalnię, w której pracowałem. W 1941 roku miałem się stawić do rejestracji wojskowej, nie stawiłem się. Przyszła do mnie policja. Zabrali mnie, spisali wszystko co mieli spisać i wróciłem do domu. Za czternaście dni przyszła znowu policja po mnie. Tym razem wezwano mnie do poboru. Nie podpisałem książeczki wojskowej. Za jakiś czas ( trzy - cztery tygodnie ) znów przyszła policja; zabrali mnie i zaprowadzili do urzędu wojskowego, abym podpisał książeczkę, ale i tam odmówiłem. Potem zaprowadzili mnie do kapitana, od kapitana do majora. Major zwolnił policjanta i poszedł za mną do pułkownika. Pułkownik wysłuchał mnie i zapytał dlaczego się uchylam od podpisu, kiedy teraz jest wojna trzeba bronić ojczyzny. Ja mu zaś - " jestem świadkiem Jehowy i nigdy nie będę brał udziału w wojnie, dlatego ta książeczka nie jest mi potrzebna. " Pułkownik mi odpowiada - " jestem najwyższą instancją, mogę was zwolnić i mogę rozkazać was rozstrzelać. Zależy od was. Zapytam was trzy razy : podpiszecie ? " - odpowiadam - " Nie "; " chcecie podpisać ? " - odpowiadam - " Nie ". Zadzwonił telefon. Wyprosił nas obu - majora i mnie. Wyszliśmy na korytarz, major mnie namawiał, żebym nie był taki uparty, bo Jehowa też prowadził wojny, ale w tym czasie wezwano nas do pułkownika. Znów pułkownik pyta po raz trzeci - " chcecie podpisać tę książeczkę czy nie ? " Odpowiedziałem, że nie. " Czy to jest ostatnie słowo ? " - pyta on. Mówię - " Tak " . " To was muszę ukarać " - odpowiada pułkownik. " Na dziesięć dni łagodnego aresztu. Możecie się zażalić na mnie, ponieważ czynicie to z wiary. Możecie odejść. "
W czternaście dni później dostałem wezwanie do urzędu wojskowego, aby te dziesięć dni odsiedzieć. Kapral zaprowadził mnie do koszar w Gliwicach i po dziesięciu dniach byłem zwolniony. Odtąd miałem spokój z wojskiem. Mam powód do tego, żeby codziennie dziękować Jehowie, że to tak dobrze poszło, bo tylko On dał mi tę odwagę. "

( str. 127 - 129 ) " Do roku 1939 przepracowałem w kopalni trzydzieści pięć lat. Był to mój jubileusz i państwo przyznało mi nagrodę - Żelazny Krzyż Zasługi. Miałem się zgłosić 4 grudnia,tj. w Dzień Górnika ( Barbórka ), aby odebrać ten krzyż. Za czasów Hitlera ten dzień był wielką uroczystością polityczną. Dlatego Świadkowie Jehowy takie uroczystości musieli omijać. Nie odebrałem tego krzyża. W tym samym dniu w moim mieszkaniu odbyło się zebranie " Strażnicy ". Było nas piętnaście osób, chcieliśmy już zakończyć zebranie. Ktoś zapukał do naszych drzwi. Odwiedzili nas nieprzyjemni goście ( gestapo ). Rozpędzili moich gości, a mnie zabrali na przesłuchanie. Pytali mnie, kto zwołał to zebranie. Odpowiedziałem, że ja. zapytali - " to nie wiecie, że takie zebranie jest zabronione ? " Ja na to : " To nie było takie zebranie jak sobie wyobrażacie, to był Dzień Górnika i tam byli sami górnicy z żonami. Chcieliśmy się trochę pobawić. " Byli zaskoczeni, nie wiedzieli co na to odpowiedzieć. Spoglądali jeden na drugiego i w końcu powiedzieli : " Idźcie sobie do domu ".
Po czterech miesiącach miałem się zgłosić do kopalni, do zawiadowcy. Zawiadowca powiedział, żebym natychmiast zgłosił się do dyrektora generalnego. Dyrektor przyjął mnie po przyjacielsku i pyta : " Dlaczego nie odebraliście Krzyża Zasługi 4 grudnia ? Z Berlina zawiadomili nas o tym i mamy im dać opinię o was. " Dyrektor zawołał swojego sekretarza, który przyniósł ze sobą maszynę do pisania. Miałem teraz okazję wydać świadectwo. Obaj zdziwili się i powiedzieli, że o takim czymś jeszcze nie słyszeli. Powiedziałem im przy tym o krzyżu, że to tylko żelazo, a tego w domu mam dosyć. Dyrektor mówi mi, że to jest poniżenie Hitlera, a ja odpowiadam, że nigdy o tym nie pomyślałem, żeby przy tym kogoś poniżać. On mi odpowiada : " Wyście mi osobą sensacyjną, jeszcze mi się to nie przydarzyło. Ja się w tych sprawach nie rozumiem. Do Berlina musimy dać odpowiedź, a byłoby lepiej, gdybyście wy sami podali waszą opinię, dobrze ? " - odpowiadam : " jako świadek Jehowy jestem tego zdania, że chwała, sława, jak i podziękowanie tylko się Jehowie Bogu należy ". Dyrektor przerywa mi i mówi : " dosyć panie Kutta, bo jak byście więcej podawali, to by to było dla pana gorsze ". Sekretarz napisał to na maszynie i nic więcej nie było słychać.

Z czasem wojna zaczęła się zbliżać ku końcowi. Niemcy byli wypierani z krajów, które na początku zdobywali z tryumfem. Teraz był płacz i zgrzytanie zębów. Do ludu niemieckiego apelowano, by bronić kraju. Powołano samoobronę w celu wzmocnienia armii. Bombowce amerykańskie zbliżały się aż na Śląsk i zrzucały bomby na Kędzierzyn, bo tam była fabryka. Bomby wyrządziły wielkie szkody na torach kolejowych. Nasza kopalnia wysłała w niedzielę swoje załogi do naprawy tych szkód. Ja jednak tam się nie zgłaszałem i zabroniono mi przychodzenia do kopalni. Trwało to parę dni i byłem bez pracy. Po niedługim czasie przyjęto mnie znów.

Armia radziecka zbliżała się do Zabrza. Wieczorem przyszedł do mnie jeden policjant ( około godziny 21.00 ), ale w cywilu, zmuszając mnie do uczestniczenia w samoobronie. Był to jeden z najgorszych faszystów; powiedział mi, że jeżeli nie pójdę do samoobrony, to zabierze mnie ze sobą. Odpowiedziałem mu, że nie pójdę. A jeżeli chce mnie zabrać ze sobą, to musi do mnie przychodzić w czasie służby w mundurze i w dzień, a nie w nocy. Przypuszczam, że przyszedł mnie zastrzelić. Wychodził z mojego mieszkania z groźba, że jeszcze się zobaczymy. Ukryłem się na pewien czas i na tym skończyła się niemiecka kariera.
Zebrania teokratyczne odbywały się do ostatniej chwili. Bombowce zrzucały bomby na Zabrze i trzeba było odprowadzać siostry do domu.
Dwudziestego szóstego stycznia 1945 r. wpadły pierwsze czołgi. tzw. wyzwoleńcze do Zabrza. Miasto było udekorowane białymi flagami. Flagi te były oznaką kapitulacji. Żołnierze radzieccy przeszukiwali wszystkie mieszkania, a za nimi chodzili złodzieje, aby okradać ludzi. Do mnie też przyszedł jeden. Miał jedna nogę dłuższą, w ręku granat, i chciał ode mnie zegarek. Powiedział mi - " jeszcze pięć minut żyjesz, jeśli nie dasz mi zegarka ". Powiedział do żony, by się udała do pokoju, bo nie wie co się będzie dziać. W tym momencie otwierają się drzwi i wchodzi żołnierz pytając - " czego ten człowiek tu chce ? " "Zegarek" - powiadam mu. Żołnierz odebrał mu granat, zbił po twarzy wyrzucając go za drzwi. Na drugiej stronie ulicy widziałem go już zastrzelonego. To był mój pierwszy akt wyzwolenia.

O pracy teokratycznej na razie nie było mowy. Musieliśmy czekać, aż się trochę uspokoi. Tysiące ludzi było zebranych do Internierlagru, między innymi byli też bracia. Naradziliśmy się co zrobić; kto się bał ten poszedł do Internierlagru, inni pozostali. Moim zdaniem należało pozostać, aby rozpocząć dzieło teokratyczne. Było to trudne, musieliśmy teraz zmienić język - uczyć się po polsku. Biuro Towarzystwa w Łodzi pomagało nam w ten sposób, że wydawało kartki po obu stronach drukowane w języku polskim i niemieckim. I tak wyruszyliśmy do pracy.
Pracę zarobkowa podjęliśmy na nowo. Cztery miesiące pracowaliśmy bezpłatnie, otrzymując talerz zupy jako zapłatę. Był to bardzo smutny czas. Byłem w górnictwie wykwalifikowanym rębaczem, strzałowym. Zostałem skierowany do kopalni "Sośnica", bo tam był brak rębaczy. Pewnego dnia w kopalni odbywało się zebranie. Wyjścia w świetlicy zostały obstawione partyzantami uzbrojonymi w karabiny. Nie wypuszczali nikogo, chociaż o to prosiłem. Powiedzieli, że to będzie krótko trwało. Za chwilę podszedł dyrektor do mównicy i powiada : " Obywatele, chciałem was wszystkich powiadomić, że w Poczdamie ustalono granicę na Odrze i Nysie, tak jak sobie tego życzyliśmy już dawno. A jeżeli teraz jest brak żywności, to dlatego, że są trudności powojenne. Wkrótce Ameryka pośle tyle słoniny, że nam jej nigdy nie zabraknie. " Z tej radości zaśpiewali pieśń "Jeszcze Polska nie zginęła". Wszyscy mężczyźni pozdejmowali czapki i zaczęli śpiewać. Było tam około pięćset osób. Stałem z czapka na głowie. Dyrektor z mównicy wskazuje mi, że mam zdjąć czapkę, ja nie reaguję. Podszedł do mnie i szepnął mi do ucha, że mam zdjąć czapkę, a ja mu na to odpowiadam głośno : " To jest dla mnie bałwochwalstwo oddawać hołd piosence politycznej; tego zrobić nie mogę. "
Śpiew był przerwany, bo wszyscy patrzyli na mnie. Dyrektor ze złością zabrał mnie do biura. Napisał protokół i oddał go jednemu z partyzantów, aby mnie odprowadził do więzienia w Gliwicach. Wyszliśmy z "Sośnicy" i musieliśmy iść polami. Partyzant zbliżył się do mnie i zapytał - " za co ja pana prowadzę do więzienia ? " Wydałem mu obszerne świadectwo. Wszystkiego wysłuchał. Zrobiło mu się żal i powiedział mi - " już dalej z panem nie mogę iść, bo mi się tak zdaje, że samego Jezusa prowadzę. Wyrzucę karabin i obaj uciekniemy. " Odpowiedziałem mu, żeby tego nie robił, a wykonał to z czym go posłano. Dał się namówić i doszliśmy do celu. Oddał mnie kierownictwu. Powiedział, że jestem świadkiem Jehowy i przyprowadzony zostałem za to i za to. Kierownik poprosił, abym usiadł i opowiadał. Opowiedziałem wszystko co się wydarzyło w "Sośnicy", w kopalni. Kierownik do swego kolegi, który się temu przysłuchiwał - rzekł - " widzisz, to są świadkowie Jehowy. Ja ich znam, bo byłem z nimi w obozach hitlerowskich. Oni się trzymają swojej wiary. " Następnie zwracając się do mnie powiedział : " Wy tu długo nie będziecie, ale musicie poczekać na prokuratora. "
Przychodził co sześć tygodni, więc musiałem tam długo czekać. Po sześciu tygodniach przyszedł prokurator wojskowy i kazał mnie zawołać. Przeczytał protokół - wszystko się zgadzało z wyjątkiem jednego, że jestem wrogiem ludu polskiego. Powiedziałem, że nie jestem nim, lecz świadkiem Jehowy i nie mogę takich piosenek politycznych śpiewać. Prokurator powiada : " Niech was dalej Jehowa prowadzi " i kazał mnie zwolnić.
Od stycznia 1945 roku orkiestra polityczna zmieniła mundury, ale nuty pozostały te same - mianowicie walka z Bogiem.

W 1945 r. w grudniu przyszedł ksiądz z klasztoru z Opola, u którego była moja córka. Przyszedł w odwiedziny do kościoła katolickiego w Zabrzu. Dzieci miałem już w tym czasie w domu. Ksiądz przysłał chłopca do mojej córki, aby przyszła na plebanię go odwiedzić. Wziąłem córkę na plebanię ( miała dwanaście lat ). Był to ten sam ksiądz, który nie chciał rozmawiać ze mną na temat chrztu, jak to już pisałem powyżej w swoich wspomnieniach. Teraz miałem okazję z nim rozmawiać. Zadzwoniłem, przyszedł sam otworzyć i zaprowadził nas do kancelarii. Zapytał moją córkę czy chodzi do kościoła i czy przyjmuje sakramenty święte. Odpowiadam mu - " Panie, jestem ojcem tego dziecka i odpowiadam przed Bogiem za wychowanie go po chrześcijańsku, a nie po katolicku. " A on - " dlaczego nie po katolicku ? " Odpowiadam : " kościół katolicki oddalił się od nauki Chrystusa już w czwartym stuleciu naszej ery ". Zapytałem go, jaki jest Kościół powołany przez Jezusa. Odpowiedział, że Kościół to właśnie kapłani. Zapytałem z ilu członków powinien składać się ów Kościół. Odpowiedź była trafna - 144 tysięcy. Pochwaliłem go pytając jednocześnie ilu jest obecnie kapłanów. Był zaskoczony tym pytaniem i nie mógł mi na nie odpowiedzieć. " A może pół miliona ? " " A ilu was było przez całe 1900 lat ? " . Przypomniałem mu, że można liczyć na milion. " Który z was należy do tego Kościoła ? " On mi odpowiada, że nie wszystko jest złoto, co się świeci. Wyjaśniłem, że Biblia wyjaśnia o tym Kościele, który składa się ze 144 tysięcy namaszczonych duchem świętym, że oni mają zadanie by ogłaszać Królestwo Boże i wysławiać imię Boże, które brzmi Jehowa. W katolickim kościele o tym nie słychać. Podałem też, że Szatan jest bogiem tego świata - w co nie chciał wierzyć. Odczytaliśmy to w jego Biblii - 2 Kor. 4 : 4. Wspomniałem też o czasie ostatecznym, gdy będą mówić pokój i bezpieczeństwo, a przyjdzie na nich zginienie jak ból na niewiastę brzemienną - 1 Tesaloniczan 5 : 3. I tego też poszukaliśmy w Biblii, aby się przekonać, że zbliżamy się ku końcowi tego starego porządku rzeczy. Po dwu i pół godzinnej dyskusji ksiądz powiada mi : " Panie Kutta, jeżeli tak dalej będziecie postępować w tej wierze, to na pewno do tego portu dojedziecie, do którego zmierzacie " - i na tym rozstaliśmy się. "

_____________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com
 
     
nike 
Administrator


Potwierdzenie wizualne: 125
Pomogła: 1321 razy
Dołączyła: 13 Sty 2013
Posty: 13550
Poziom: 71
HP: 9650/29245
 33%
MP: 0/13963
 0%
EXP: 329/608
 54%
Wysłany: 2016-04-30, 10:39   

Nazwiska braci wymienianych w tej książce, nie są mi obce, byli to oddani Bogu wierni ludzie, którzy dla sprawy Boga oddawali swoje Zycie.

Za życia brata Russella wszyscy byli Badaczami Pisma Świętego. jest kilka wspomnień spisanych w jaki sposób bracia głosili i w jaki sposób dla sprawy cierpieli.
Moja mama była na konwencji, gdzie gdzie ksiądz z grupa wiernych obrzucili ich kamieniami, sama opisałam swoje życie jako malej dziewczynki w moim pokoju.

W tamtych czasach, każdy nie KATOLIK był prześladowany, przez rzymski kościół, a dodatkowo też razem wszyscy wierzący w BOGA byli prześladowani przez KOMUNĘ katolicy i protestanci.

Takie to były czasy oby nie wróciły.
_________________
שים לב במי אתה בוטח
patrz komu ufasz !
mile pozdrowionka nike.
 
     
Krystian 
VIP
Chrystianin


Potwierdzenie wizualne: 1473
Pomógł: 795 razy
Wiek: 51
Dołączył: 12 Kwi 2013
Posty: 6626
Poziom: 56
HP: 2167/13546
 16%
MP: 5915/6468
 91%
EXP: 274/344
 79%
Wysłany: 2016-04-30, 13:45   

nike napisał/a:
Za życia brata Russella wszyscy byli Badaczami Pisma Świętego.


Benjaminie dopiero Rutherfold nazwał swoją organizację od IMIENIA BOGA PRAWDZIWEGO.
Nike wy badacze zrobiliście prawidłowo, dzięki temu to święte imię nie jest deptane.
Nie raz znalazłem Strażnicę na chodniku czy w koszu.
_________________
Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.
Jana 3:16
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-30, 14:09   

Krystian

podaję z książki prof. Krzysztofa Bilińskiego poruszające serce doświadczenia osób, które uważały się za świadków Jehowy, doznały niesamowitych prześladowań, ale również i opieki Bożej. Niektórzy zastali zamordowani. Pokaż mi ludzi z innych ugrupowań, które doznały podobnych aktów wrogości i podobnych prześladowań.


____________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-30, 14:20   

nike

Cytat:
Nazwiska braci wymienianych w tej książce, nie są mi obce, byli to oddani Bogu wierni ludzie, którzy dla sprawy Boga oddawali swoje Zycie.

Za życia brata Russella wszyscy byli Badaczami Pisma Świętego. jest kilka wspomnień spisanych w jaki sposób bracia głosili i w jaki sposób dla sprawy cierpieli.


Ale potem nie zatrzymali się na Russellu. W przypadku tych, którzy uznali się za świadków Jehowy, były bardzo drastyczne prześladowania i wiele osób
zostało zamordowanych za wierność Bogu. Jeśli uważasz, że to przesada i masz doświadczenia Badaczy, którzy byli mordowani - to bardzo proszę je konkretnie tutaj zamieścić.


Cytat:
Moja mama była na konwencji, gdzie gdzie ksiądz z grupa wiernych obrzucili ich kamieniami, sama opisałam swoje życie jako malej dziewczynki w moim pokoju.

W tamtych czasach, każdy nie KATOLIK był prześladowany, przez rzymski kościół, a dodatkowo też razem wszyscy wierzący w BOGA byli prześladowani przez KOMUNĘ katolicy i protestanci.

Takie to były czasy oby nie wróciły.


Apostoł Paweł napisał, że " wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą. " - 2 Tym. 3 : 12

A czasy wrócą z całą pewnością i prześladowania jeszcze bardziej się nasilą - bo to zapowiedział Jezus - Mt. 24 : 21 - 22; Ap. 17 : 6
.

____________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com
 
     
Krystian 
VIP
Chrystianin


Potwierdzenie wizualne: 1473
Pomógł: 795 razy
Wiek: 51
Dołączył: 12 Kwi 2013
Posty: 6626
Poziom: 56
HP: 2167/13546
 16%
MP: 5915/6468
 91%
EXP: 274/344
 79%
Wysłany: 2016-04-30, 14:39   

Benjamin.Szot napisał/a:
Krystian

podaję z książki prof. Krzysztofa Bilińskiego poruszające serce doświadczenia osób, które uważały się za świadków Jehowy, doznały niesamowitych prześladowań, ale również i opieki Bożej. Niektórzy zastali zamordowani. Pokaż mi ludzi z innych ugrupowań, które doznały podobnych aktów wrogości i podobnych prześladowań.


____________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com


Hitlerowcy w obozach nie odróżniali Badaczy od świadkistów, jeżeli dobrze znasz historię.
Z twoimi poglądami nawet jak byś chciał być w tej organizacji nie masz szans.
Nie muszę Ci nic pokazywać, na przestrzeni wieków dużo ludzi było zamordowanych za prawdę.
_________________
Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.
Jana 3:16
 
     
Benjamin.Szot
[Usunięty]

Poziom: 97
HP: 82251/88443
 93%
MP: 0/42228
 0%
EXP: 198/1408
 14%
Wysłany: 2016-04-30, 16:36   

Krystian

Cytat:
Hitlerowcy w obozach nie odróżniali Badaczy od świadkistów, jeżeli dobrze znasz historię.


to podaj doświadczenia Badaczy, którzy pozostali tylko badaczami. Chętnie poczytam o ile będą konkrety.

Cytat:
Z twoimi poglądami nawet jak byś chciał być w tej organizacji nie masz szans.
Nie muszę Ci nic pokazywać, na przestrzeni wieków dużo ludzi było zamordowanych za prawdę.


ale nie zetknąłem się jak dotąd z historią o pomordowanych Badaczach, którzy pozostali do końca tylko Badaczami.

_______________________________________

http://biblia-odchwaszczona.webnode.com
 
     
nike 
Administrator


Potwierdzenie wizualne: 125
Pomogła: 1321 razy
Dołączyła: 13 Sty 2013
Posty: 13550
Poziom: 71
HP: 9650/29245
 33%
MP: 0/13963
 0%
EXP: 329/608
 54%
Wysłany: 2016-04-30, 16:57   

Krystian dobrze napisał, w tamtych czasach w obozach, czy wiezieniach nie byli bracia dokładnie rozróżniani po nazwach i wszyscy byli uważani za badaczy, ja zgadzam sie,ze bracia ŚJ byli mordowani, ale nie tylko oni, bo też z innych grób protestanckich jak np. Baptyści, znam takie przypadki, Metodyści i inni.
Bracia np. badacze za odmowę służby wojskowej szli do wiezienia nawet na pięć lat, dużo jest takich braci.
Od kiedy wprowadzono służbę zastępczą to korzystali z takiej możliwości.
Ja nie będę na forum pamiętników braci wklejać i o ich przeżyciach opisywać, ale znam i mam linki i wiem co przeżyli dla prawdy, i chwała im za to.
_________________
שים לב במי אתה בוטח
patrz komu ufasz !
mile pozdrowionka nike.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
BannerFans.com
BannerFans.com
BannerFans.com
Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 14